O Fototece

Andrzej Wajda nie żyje

 

Andrzej Wajda nie żyje. Reżyser zmarł 9 października. Miał 90 lat


Odszedł ktoś, kto w polskim kinie istniał praktycznie od zawsze. Był nie tylko reżyserem, ale również wybitnym intelektualistą, który opowiadając i dyskutując o sprawach dla Polaków najważniejszych i najbardziej bolesnych, pozwalał oswoić narodowe kompleksy i nauczyć się o nich rozmawiać. Już jego wczesne filmy „Kanał”, „Lotna” i przede wszystkim „Popiół i diament” mówiły o tym, że w newralgicznych momentach historycznych najważniejszą wartością staje się rozsądek. Jednocześnie należał do tego pokolenia, które wiedziało najlepiej, czym są porywy serca. Dlatego Jego filmy o tragicznym czasie II wojny światowej podejmowały swego rodzaju spór między głosem serca i rozumu. Być może dlatego były również tak dobrze rozumiane za granicą.


Andrzej Wajda mówił o sobie jako o kronikarzu polskiej historii, który, podobnie jak Matejko, tworzył własne wizje symbolicznych momentów, gdy ważyły się losy ogółu. Taka była na przykład polska szarża w wąwozie Somosierra w „Popiołach”. Artystyczną wypowiedź traktował niezwykle osobiście, spłacał dług wobec tych, których historia na zawsze wciągnęła w swoje tryby. Realizował „kino, które mówiło w imieniu umarłych”: w imieniu podchorążego Koraba, Maćka Chełmickiego, oficerów zamordowanych w Katyniu. Jego najnowszy film „Powidoki”, który do kin wejdzie w styczniu 2017 roku, przypomina los awangardowego malarza, Władysława Strzemińskiego. Wajda kreśli sylwetkę artysty, wyciągając ją jakby z niebytu – władza stalinowska zrobiła przecież wszystko, by Strzemiński przestał istnieć w zbiorowej świadomości. „Powidoki” stały się polskim kandydatem do Oscara, do którego Wajda nominowany był już za „Ziemię obiecaną”, „Panny z Wilka”, „Człowieka z żelaza” i „Katyń”. W 2000 roku otrzymał zaś Oscara za całokształt twórczości.


Ikoniczne sceny z filmów Wajdy tworzą już dziś autonomiczny język mitów. Ich związek z malarstwem to Jego znak rozpoznawczy. Przestudiowawszy trzy lata w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, Wajda stał się potem reżyserem budującym emocjonalną wizualność swoich filmów na podstawie ważnych dla siebie obrazów. Niebawem będziemy mogli obejrzeć, jak opowiada o tych związkach z malarstwem osobiście, w filmie dokumentalnym: „Andrzej Wajda. Muzeum wyobraźni. Inspiracje”.


Szczególny, egzystencjalny wymiar, inspiracje malarskie zyskiwały w Jego filmach powstałych na podstawie prozy Jarosława Iwaszkiewicza. Kadry z „Brzeziny” z Emilią Krakowską upozowaną na postać Śmierci z płótna Jacka Malczewskiego mają szczególną intensywność. Wajda zawsze, gdy czuł się zmęczony kinem politycznym i polityką w ogóle, wyciszał się poprzez podjęcie iwaszkiewiczowskich adaptacji. Teraz także szukał tematu na kolejny film w mniej znanych opowiadaniach Iwaszkiewicza.


Polskie kino straciło swój największy autorytet, który od lat integrował środowisko filmowców, inspirował kolejne trendy, służył radą. Siła artyzmu Wajdy polegała chyba na sile odwiecznej prawdy, że człowiek nie może istnieć bez sztuki, która nawet jeśli boli, stanowi cenną refleksję nad codziennością. Jego dorobek pozostanie na zawsze punktem odniesienia dla kolejnych reżyserów i widzów.

 

 


Andrzej Wajda na planie filmu „Popioły” (1965)

 

 

powrót do poprzedniej strony