-
/ 64
CIEŃ
Z filmem zetknąłem się po raz pierwszy na planie „Cienia” Jerzego Kawalerowicza. Ale że był to zaledwie epizod – we wspomnieniu pozostała jedynie chwila, gdy strzelam, a potem kryję się w kapuście.
(W. Gołas, Zabawa w obrachunek (1), oprac. el, „Film” 1974, nr 12, s. 16)
Cień [1956], 1956, reż. Kawalerowicz Jerzy
na zdjęciu: Skowroński Zbigniew - aktor (rola członek organizacji podziemnej), Mikulski Stanisław - aktor (rola członek organizacji podziemnej), Gołas Wiesław - aktor (rola członek organizacji podziemnej), Kęstowicz Zygmunt - aktor (rola członek organizacji podziemnej)
Autor: Gronau Andrzej
-
/ 64
SZKICE WĘGLEM
Pierwsza duża rola na ekranie przyszła dość nieoczekiwanie i początkowo wcale nie dla mnie była przeznaczona. Myślę o Rzepie w „Szkicach węglem”. Antoni Bohdziewicz znał mnie jeszcze z czasów studiów. Gdy przygotowywał „Szkice” spotkaliśmy się przypadkiem raz czy dwa na obiedzie
w SPATiF-ie. Zapytał, czy nie znam kogoś, kto zagrałby rolę Rzepy, kogoś silnego, krzepkiego, chłopskiego. Podpowiedziałem parę nazwisk, jak się wydawało odpowiednich, zdziwiłem się więc, gdy przy kolejnym spotkaniu Bohdziewicz mnie właśnie zaproponował zdjęcia próbne w Łodzi. Sądziłem, że może w ten sposób chce zrewanżować się za pomoc, jaką mu okazałem. Jakkolwiek było, to jednak ja zostałem filmowym Rzepą.(W. Gołas, Zabawa w obrachunek (1), oprac. el, „Film” 1974, nr 12, s. 16)
-
/ 64
SZKICE WĘGLEM
Bohater (…) siekierą obcina żonie głowę za to, że go zdradziła. Rzepowa oddała się pisarzowi gminnemu Zołzikiewiczowi, żeby męża od wojska wybronił. Rzepową zagrała Basia Wałkówna. (…) jak myśmy pasowali do tej opowieści: Rzepa-Gołas, Rzepowa-Wałkówna, oba nazwiska z ludu wzięte! Rzepa każe więc Rzepowej położyć głowę na pieńku, ona posłusznie kładzie i ciach! Do podłożenia dźwięku do tej sceny wykorzystano trzy kilogramy schabu z kością, żeby „zabrzmiało” wiarygodnie. Takie są koszmarne kulisy tej sceny.
(A. Gołas-Ners, Na Gołasa, Warszawa 2008, s. 181)
-
/ 64
SZKICE WĘGLEM
„We wsi barania Głowa, w kancelarii wójta gminy cicho było jak makiem zasiał…”. Tak zaczyna Sienkiewicz swoje „Szkice węglem”. Barania Głowa została sfilmowana na Kielecczyźnie, we wsi Dobrowoda koło Buska. Scenariusz przygotowali Ariadna Demkowska i Leonard Buczkowski, reżyserował Antoni Bohdziewicz. Tę moją pierwszą dużą rolę filmową wspominam z pewnym sentymentem, jak wszystko, co pierwsze, ale trzeba powiedzieć, że „Szkice” nie udały się. Film należał do gorszego, schematycznego okresu naszej kinematografii.
(W. Gołas, Zabawa w obrachunek (2), oprac. el, „Film” 1974, nr 13, s. 16)
-
/ 64
DEZERTER
Powoli jednak zaczęły pojawiać się obrazy, które świadczyły o przełomie w myśleniu i metodach pracy na planie. Już w następnym, 1957 roku, otarłem się o te przemiany. „Dezerter” Witolda Lesiewicza był filmem skromnym, ale na swój sposób znaczącym; zrealizowano go niewielkim nakładem kosztów, metodą na poły dokumentalną, co wówczas było ewenementem. Otrzymałem niewielką rolę esesmana Heinricha.
(W. Gołas, Zabawa w obrachunek (2), oprac. el, „Film” 1974, nr 13, s. 16)
-
/ 64
RANCHO TEXAS
Rok później wystąpiłem w „Lotnej” Wajdy i w „Rancho Texas” Wadima Berestowskiego będącym jedną z pierwszych prób przetransponowania na nasz grunt wzorów westernu. Kręciliśmy w bieszczadzkich plenerach, jeździliśmy konno i obok filmowych mieliśmy tam własne, prywatne przygody, o jakie nietrudno było na tym terenie w okresie przywracania Bieszczad życiu.
(W. Gołas, Zabawa w obrachunek (2), oprac. el, „Film” 1974, nr 13, s. 16)
-
/ 64
RANCHO TEXAS
Nigdy dotąd nie miałem styczności z koniem, a w filmie „Rancho Texas” czekała mnie jazda. Po tygodniowej nauce u olimpijczyka mjr Królikiewicza pokonywałem już przeszkody. Przedtem jednak postanowiłem spróbować samodzielnie. W tajemnicy przed kolegami wziąłem szkapę – staruszkę, wprowadziłem na skarpę, skąd miałem skakać i… wykonałem jedno z piękniejszych salt w mojej karierze.
(Ł. Jedlewski, Dublerów nie trzeba, „Sportowiec” 1964, nr 14)
-
/ 64
RANCHO TEXAS
Później dosiadłem karego, ostrego trzylatka. Kręciliśmy ujęcia na autostradzie pod Wrocławiem. Pędziłem wzdłuż szosy, operator kręcił z jadącego obok auta. Próby wypadły zadawalająco. W najważniejszym momencie zapomniałem jednak o rowie z wodą – twarz miałem zwróconą ku kamerze – nie spiąłem konia i w pełnym galopie wylądowałem głową w dół, ściągając w impecie uzdę.
(Ł. Jedlewski, Dublerów nie trzeba, „Sportowiec” 1964, nr 14)
-
/ 64
MIASTECZKO
Najmilej wspominam jednak „Miasteczko” Dziedziny, Drobaczyńskiego i Łęskiego. Film realizowany był na zasadach nazywanych wówczas eksperymentem; każdy z trzech reżyserów prowadził własny wątek, połączono je następnie we wspólną całość fabularną. Akcja rozgrywała się gdzieś w „Polsce powiatowej”: jeden dzień pejzażu małego miasta, jakby kondensacja życia prowincji. Odpust połączony z zabawą, fotograf z malowanym „tłem”, karuzela, procesja, drobne i duże ludzkie sprawy.
(W. Gołas, Zabawa w obrachunek (2), oprac. el, „Film” 1974, nr 13, s. 16)
-
/ 64
MIASTECZKO
Młodzi realizatorzy pragnęli z całym realizmem oddać klimat życia prowincji, spokojnej i zasiedziałej w tradycji, jakby w poczuciu, że malują rzeczywistość w przededniu zmian. Był tu humor niepozbawiony ironii i trochę satyry, ale też i dużo ciepła w portretowaniu ludzi.
(W. Gołas, Zabawa w obrachunek (1), oprac. el, „Film” 1974, nr 12, s. 16)
-
/ 64
MIASTECZKO
Kręciliśmy w Sieradzu. Reżyserzy angażowali także „naturszczyków”; występowaliśmy więc obok autentycznych prowincjuszy, którzy – jak się zdaje – zbyt dosłownie potraktowali ten film jako dokument życia w ich mieście. Zżyliśmy się na planie z wielu mieszkańcami Sieradza i tutaj właśnie odbyła się prapremiera filmu. Trzeba było dość długo na nią czekać, bo na „Miasteczko” – jeszcze przed ukończeniem filmu – spadło wiele zarzutów, myślę, że nie całkiem zasłużonych. Ale gdy wreszcie film był gotowy i poprawiony, pokaz w Sieradzu odbył się z całą pompą i paradą.
(W. Gołas, Zabawa w obrachunek (1), oprac. el, „Film” 1974, nr 12, s. 16)
-
/ 64
MIASTECZKO
Ulice udekorowano wielkimi planszami z podobiznami bohaterów, przed kinem powiewały flagi. Było to niezwykle dla nas miłe. Mimo wszystko jednak wydaje mi się, że „Miasteczka” nie doceniono; był to przecież jeden z pierwszych filmów zrealizowanych metodą jakby ukrytej kamery, która portretuje ludzi nieświadomych udziału w widowisku – a więc swobodnych i szczerych.
(W. Gołas, Zabawa w obrachunek (2), oprac. el, „Film” 1974, nr 13, s. 16)
-
/ 64
MĄŻ SWOJEJ ŻONY
W filmie „Mąż swojej żony” byłem bokserem. Uczył mnie wtedy sztuki sam Feliks Stamm. Po tygodniu nauki stwierdził, że już jestem przygotowany. „Boksowałem” z pięściarzem Legii – Mazurkiem. To była zabawna historia. Podszedł do mnie trener i prosił, bym miał na uwadze, iż pięściarza czeka w niedzielę mecz. Odpowiedziałem, że ja Mazurkowi krzywdy nie zrobię, a mam z nim nawet umowę, że jeśli on mnie mocniej uderzy, kopnę go w pewną część ciała. I tak ze dwa razy trafił silnie, ale się nie skrzywiłem. Przepraszał potem, mówiąc, że sama ręka leci, jeśli oko zauważy lukę w gardzie.
(W. Gołas, Z wizytą w Trybunie, rozm. A. Lewandowski, „Trybuna Ludu”, brak daty na materiale archiwalnym)
-
/ 64
OGNIOMISTRZ KALEŃ
Chyba ani razu nie otrzymałem filmowej roli, która byłaby specjalnie dla mnie napisana. Za to nieraz się zdarzało, że wybierano mnie po wypróbowaniu wielu innych kandydatów. Tak było z „Ogniomistrzem Kaleniem” Ewy i Czesława Petelskich; zdaje się, że byłem czterdziestym z kolei aktorem na próbnych zdjęciach – i zwyciężyłem w tej konkurencji.
(W. Gołas, Zabawa w obrachunek (2), oprac. el, „Film” 1974, nr 13, s. 16)
-
/ 64
OGNIOMISTRZ KALEŃ
To (…) rola, którą bardzo sobie cienię. Z początku miał ją zagrać Mariusz Dmochowski, bo, jak stwierdzono po zdjęciach próbnych, (…) Dmochowski był lepiej zbudowany i widz łatwiej by mu uwierzył, że jest fizycznie zdolny przetrwać te wszystkie ciężkie przejścia Kalenia. Najpierw Petelski zadzwonił i poinformował mnie, że rolę daje Dmochowskiemu, a potem zadzwonił kierownik produkcji z decyzją, że zagram jednak ja. Czemu nie zagrał Dmochowski – nie wiem. Być może nie puszczono go z teatru na zdjęcia?
(A. Gołas-Ners, Na Gołasa, Warszawa 2008, s. 186)
-
/ 64
OGNIOMISTRZ KALEŃ
„Łuny w Bieszczadach” Jana Gerharda cieszyły się znaczną popularnością, gdy Petelscy postanowili nakręcić film oparty na niektórych wątkach tej opowieści. Tytułowy Kaleń był żołnierzem w miarę odważnym, w miarę zdyscyplinowanym. Po zakończeniu działań wojennych, gdy miał już nadzieję na powrót w domowe pielesze, trafia w sam środek piekła wojny z bandami UPA. Zdjęcia kręciliśmy w okolicach Baligrodu, na miejscu historycznych zdarzeń, i koło Muszyny.
(W. Gołas, Zabawa w obrachunek (2), oprac. el, „Film” 1974, nr 13, s. 16)
-
/ 64
OGNIOMISTRZ KALEŃ
To była ciekawa rola. Dawała aktorowi okazję do wszechstronnych działań: jako ogniomistrz jeździłem konno i strzelałem – ale było tez wiele materiału na stworzenie postaci wszechstronnej, człowieka tragicznego i komicznego zarazem. Kaleń znalazł się jakby na rozdrożu: był żołnierzem, który ustawicznie wchodził w spór z regulaminem, był człowiekiem zdolnym do bezgranicznego poświęcenia, a równocześnie znajdował się w sytuacjach dwuznacznych, oskarżany o podstęp i zdradę. Ta złożoność Kalenia interesowała mnie, czyniła pracę trudną – ale dawała ogromną satysfakcję. Każdy aktor marzy o rolach ludzi pełnych sprzeczności, wieloznacznych.
(W. Gołas, Zabawa w obrachunek (2), oprac. el, „Film” 1974, nr 13, s. 16)
-
/ 64
OGNIOMISTRZ KALEŃ
[Scena ucieczki] była na bosaka po śniegu, bez żadnego tam udawania i filmowych tricków. Scenę tę kręciliśmy przez pięć nocy w Bieszczadach, w górskim pustkowiu, gdzie nie było nawet gdzie się rozgrzać. Ja w koszuli, na bosaka przy blisko dwudziestostopniowym mrozie. Cala ekipa stała w kożuchach, marzły im nogi, to sobie przytupywali. Do tego stopnia irytowało mnie to ich przytupywanie, że nie wytrzymałem: „Błagam, nie tupcie, do cholery, bo mnie się z tego jeszcze zimniej robi!”.
(W. Gołas, Być sobą, „Dziennik Ludowy” 27-29.06.1975)
-
/ 64
OGNIOMISTRZ KALEŃ
Nawet nie miałem kataru! Wysmarowali mi nogi tłuszczem, ale mimo to przecież było zimno… Na rozgrzewkę dostawałem taką miksturkę: gorącą herbatę ze spirytusem, niesamowite świństwo, ale jakoś przecież trzeba się było ratować.
(W. Gołas, Być sobą, „Dziennik Ludowy” 27-29.06.1975)
-
/ 64
OGNIOMISTRZ KALEŃ
Oglądając później sceny ucieczki, zwróciliśmy uwagę na zbyt szybki, aż nienaturalny, bieg. Zupełnie jak w niemych filmach. Początkowo sądzono, że klatki są przyspieszone, ale wszystko było w porządku. Po prostu chcąc jak najmniej zmarznąć, pędziłem przed siebie jak szalony. Trzeba było zwolnić tempo.
(Ł. Jedlewski, Dublerów nie trzeba, „Sportowiec” 1964, nr 14)
-
/ 64
OGNIOMISTRZ KALEŃ
Kiedyś pewien młody człowiek zadał mi pytanie: „Jakie uposażenie otrzymał Pan za nakręcenie tych scen?”. To bardzo śmieszne pytanie – i bardzo się zdziwił, gdy odpowiedziałem, że bezinteresownie wolałem sam to zrobić, ponieważ zależało mi na autentyczności scen.
(W. Gołas, Trudniej rozśmieszyć niż zasmucić,
rozm. B. Kuncewicz, „Tygodnik Ilustrowany Magazyn”, 9.03.1988) -
/ 64
OGNIOMISTRZ KALEŃ
Kaleń bronił Ukraińców – kobiet i dzieci, dostał serię od swoich i padł. Reżyserzy filmu – Petelscy, chcieli ciągnąć tę historię dalej. Że Kaleń nie ginie, jedzie na ziemie zachodnie… Ja powiedziałem „dziękuję”. Kaleń musiał zginąć. Reszta byłaby takim „baju, baju”…
(W. Gołas, Łatwiej jest zasmucać, rozm. E. Mazgal, „Gazeta Olsztyńska”, 27.02.1994)
-
/ 64
OGNIOMISTRZ KALEŃ
Wtedy była taka moda, że główny bohater musiał przeżyć, a ja chciałem go uśmiercić, bo uważałem, że miał i tak już za dużo szczęścia. Targi z Petelskimi trwały na ten temat kilka dni. Przy tym zakończenie w tej [ostatecznej] wersji nadaje postaci pozytywną wymowę, bo Kaleń tam występuje w obronie Ukraińców i ginie.
(W. Gołas, Grochóweczkę ciach, ciach, rozm. P. Piotrowski, „Gazeta Lubuska”, 23-24.10.1993)
-
/ 64
DOM BEZ OKIEN
Nieco później, chyba już w 1961 roku, dostałem rolę, która także sprawiła mi sporo satysfakcji. Myślę o Robercie w „Domu bez okien” Stanisława Jędryki. To był ciekawy i ładnie napisany scenariusz. Grałem klowna, człowieka cyrku, co znów dawało szansę wyjścia poza jednowymiarowość. Zawodowy „rozbawiacz” publiczności przeżywał swoje osobiste dramaty. Postać, nad którą chciało się pracować, dać z siebie jak najwięcej. Z tym filmem byliśmy na festiwalu w Cannes.
(W. Gołas, Zabawa w obrachunek (2), oprac. el, „Film” 1974, nr 13, s. 16)
-
/ 64
DOM BEZ OKIEN
Gram główną rolę młodzieńca, który w cyrku chce nauczyć się zawodu. Ma duże zdolności mimiczne i zaczyna parodiować numery innych członków zespołu. Chce w ten sposób pomóc upadającemu cyrkowi, ale tylko obraża i załamuje kolegów. (…) Dyrektorem cyrku jest Józef Kondrat, jego żoną Danuta Szaflarska, clownem Tadeusz Fijewski, iluzjonistą Jan Świderski.
(Wiesław Gołas, rozm. Cz. Chruściński, „Trybuna Robotnicza”, 9-10.12.1961)
-
/ 64
JAK BYĆ KOCHANĄ
Cenię sobie różnorodność, która na przykład umożliwiła mi zagranie w „Jak być kochaną” Wojciecha Hasa postaci diametralnie różniącej się od poprzednich moich wcieleń ekranowych. Niemiecki żandarm, odrażający i brutalny popsuł jednak u publiczności wrażenie o mnie jako aktorze postaci „sympatycznych”, czasem zawadiackich, ale w ostatecznych rachunku pozytywnych.
(W. Gołas, Zabawa w obrachunek (3), oprac. el, „Film” 1974, nr 14, s. 16)
-
/ 64
ŻONA DLA AUSTRALIJCZYKA
Grałem w doborowym towarzystwie: Ela Czyżewska, Edward Dziewoński, Mieczysław Czechowicz, Wiesław Michnikowski. W filmie brał także udział Zespół Pieśni i Tańca Mazowsze, którego piosenki i występy zawsze uwielbiałem.
(E. Modrzejewska, Najlepsze są polskie dziewczyny, „Super Express”, 12.10.1998)
-
/ 64
ŻONA DLA AUSTRALIJCZYKA
Część zdjęć kręciliśmy na statku, który płynął do Szwecji. Choć na statku były odpowiednie stabilizatory, trudno było uniknąć kołysania. Dochodziło do zabawnych momentów. Na przykład scena była już ustawiona, zespół Mazowsze zaczynał tańczyć, wszyscy czekali na włączenie kamery, a tu nagle zaczynało kołysać i cały sprzęt zjeżdżał do tyłu. Czasem i niektórzy z tancerzy nie mogli zachować równowagi.
(E. Modrzejewska, Najlepsze są polskie dziewczyny, „Super Express”, 12.10.1998)
-
/ 64
ŻONA DLA AUSTRALIJCZYKA
Kiedy pojechałem do Australii z występami kabaretowymi, witano mnie jak Australijczyka. Polonia znała ten film, kiedy więc pojawiałem się na scenie, dostawałem ogromne brawa.
(E. Modrzejewska, Najlepsze są polskie dziewczyny, „Super Express”, 12.10.1998)
Żona dla Australijczyka, 1963, reż. Bareja Stanisław
na zdjęciu: Czyżewska Elżbieta - aktorka (rola członkini "Mazowsza"), Gołas Wiesław - aktor (rola emigrant)
Autor: Lewandowski Mieczysław
-
/ 64
ŻONA DLA AUSTRALIJCZYKA
Ze Stanisławem Bareją pracowało mi się doskonale. Znalazłem pole do popisu, pozwalał na moje sugestie, a ja propozycji wzbogacenia ról w jego filmach miałem bardzo dużo. Dawał mi pełen luz i mówił zawsze: „Wiesiu, rób, jak chcesz”. Czasami, kiedy kręciliśmy, Staś siedział, patrzył, drapał się po twarzy ze skrzywioną miną. Pytaliśmy się: „No, jak było?”. „No, bardzo dobrze, bardzo dobrze”, odpowiadał, a minę miał „na nie”! Kiedyś natychmiast potrzebny był malarz na planie. Biegano, szukano, wołano, a malarz gdzieś zniknął. Gdy się w końcu odnalazł, Bareja podśpiewywał sobie cichutko: „Ja się gniewam na malarza, ja się gniewam na malarza...”. Tak tylko potrafił wyrazić swoją złość. Wszystko wybaczał.
(A. Gołas-Ners, Na Gołasa, Warszawa 2008, s. 192)
-
/ 64
UPAŁ
Bałem się, że jeśli „Upał” powstanie jedynie z szacunku do Starszych Panów, to może się okazać słabym filmem. (…) To był (…) wyłom w karierze Kutza. Byłem wtedy troszkę zaskoczony, że Kutz ma reżyserować „Upał” i trochę się do niego uprzedziłem. Nie ufałem, że Kazio poradzi sobie z tym typem humoru, który przecież zupełnie nie był „jego”. Okazało się jednak, że sobie poradził.
(A. Gołas-Ners, Na Gołasa, Warszawa 2008, s. 195)
-
/ 64
KAPITAN SOWA NA TROPIE
Stanisław Bareja napisał naprawdę dobry scenariusz, który został poddany milicyjnej cenzurze, a ta wszystko pozmieniała. Gdyby nie to, serial mógłby być dobry i mniej krytykowany przez recenzentów. Obaj z reżyserem byliśmy Bogu ducha winni za to, co oglądał, po okrojeniu, polski widz na swoich małych ekranach.
(W. Gołas, Jestem na odlocie, „Angora” 2000, nr 45)
-
/ 64
KAPITAN SOWA NA TROPIE
Kiedy teraz oglądam „Kapitana Sowę na tropie”, myślę sobie: „Jakim ja wtedy byłem amatorem!”. Teksty recytowałem na sucho, tak sztucznie... Wszędzie miałem poprzylepiane karteczki z tekstem, bo już wtedy chorowałem na brak wiary we własną pamięć.
(A. Gołas-Ners, Na Gołasa, Warszawa 2008, s. 193)
-
/ 64
CHUDY I INNI
Dobre wspomnienie pozostało mi po „Chudym i innych” reżysera Henryka Kluby na podstawie scenariusza Wiesława Dymnego. (…) Ta dziwna zbiorowość ludzi, zróżnicowanych, wyrosłych z naszej rzeczywistości, ale pokazanych w określonym stylu, bez prostego naśladownictwa – dawała wiele możliwości aktorom. Był tam znakomity dialog, sparodiowana „drętwa mowa”, sporo inteligentnej ironii. Ale znowu – ten film nie miał szczęścia. Był przyjęty gorzej niż na to zasłużył.
(W. Gołas, Zabawa w obrachunek (3), oprac. el, „Film” 1974, nr 14, s. 16)
Chudy i inni, 1966, reż. Kluba Henryk
na zdjęciu: Niemczyk Leon - aktor, Gołas Wiesław - aktor, Bieliński Stanisław - aktor
-
/ 64
CZTEREJ PANCRNI I PIES
Zostałem najpóźniej przyjęty do załogi „Rudego” jako Tomasz Czereśniak, chłopski syn. Starałem się jakoś dopasować do kompanii. Przyznam się, że po swojej pierwszej serii byłem już zmęczony. Miałem koszmarną scenę przedzierania się przez bagno, nakręcaną w naturalnych warunkach. A nie obyło się bez dubli. Jedynym zabezpieczeniem była trzymana w pogotowiu lina, którą miano mi rzucić, gdybym zaczął tonąć w błocie. Przyrzekłem sobie, że już nie będę grał dwudziestopięcioletnich bohaterów: „Już nie to zdrowie”...
(Z. Ornatowski, Ostatnia seria, „Ekran”, 12.10.1969)
-
/ 64
CZTEREJ PANCRNI I PIES
Były to dwa lata wyjęte z życia. Ciągle tylko (…) na poligonach, ciągle padać, czołgać się, ćwiczenia z bronią, na czołgu, pod czołgiem, za czołgiem. Lipiec, upał, a my w tych butach z cholewami, z hełmofonami na mokrych od potu głowach, na tym rozpalonym w słońcu pancerzu czołgu. Usiąść na tym swobodnie nie było można, bo parzyło w siedzenie. Zresztą, na kilku ujęciach udawaliśmy z Pieczką, Gajosem i Pressem, że siedzimy. Brudni (…) w tym piachu, w tych smarach, a tu jeszcze każą powtarzać, i jeszcze raz, i jeszcze jeden „dubelek”, bo coś tam było nieregulaminowo, nie po pancerniacku.
(W. Gołas, Być sobą, „Dziennik Ludowy”, 27-29.06.1975)
-
/ 64
CZTEREJ PANCRNI I PIES
Wejście do czołgu – siedem sekund, nie dłużej! Pamiętam, że wciąż dochodziło (przy tym wskakiwaniu do czołgu całej załogi) do kolizji z Gustlikiem, czyli Pieczką. Bo on jest długi, zanim się władował, to już mu siedziałem na głowie. „Tomek, pieronie jeden – klął mnie Pieczka – kaj mi tu włazisz!”.
(W. Gołas, Być sobą, „Dziennik Ludowy”, 27-29.06.1975)
-
/ 64
CZTEREJ PANCRNI I PIES
Podczas (…) realizacji mieliśmy mnóstwo przygód, zarówno wesołych, jak i niebezpiecznych. Na przykład Janusza Gajosa przejechał ciężki samochód wojskowy i dwa miesiące leżał cały w gipsie. Musiano tak zmieniać scenariusz, aby film mógł być kręcony dalej, bo każdy dzień przestoju pochłaniał ogromne koszty. Wymyślono więc, że cała załoga trafi do szpitala i tam z naprawdę chorym Jankiem będzie się kręcić zdjęcia.
Z tym wypadkiem wiąże się pewna historia. Z hali zdjęciowej zrobiono prawdziwy szpital, tak aby Janusz Gajos mógł być na miejscu i grać. Pewnego dnia, kiedy zakończono już zdjęcia i wszyscy prawie się rozeszli, do tej hali weszła jakaś sprzątaczka. Widząc Janka bardzo się zdenerwowała i zaczęła na niego krzyczeć, że on tu jeszcze sobie leży i ona przez niego nie może posprzątać. Janusz odpowiedział jej, że jest naprawdę ciężko chory i nie udaje. Chyba mu nie uwierzyła, bo zaczęła go na siłę ściągać z tego łóżka. Nie wiadomo jakby się to skończyło, gdyby przypadkiem nie wszedł ktoś z ekipy i jej nie powstrzymał.
(W. Gołas, Tomuś, nie piskaj, rozm. A. Leśniewski, „Gazeta Współczesna”, 22.05.1998)
więcej -
/ 64
CZTEREJ PANCRNI I PIES
Ja również o mały włos nie przypłaciłem życiem udziału w tym filmie. Podczas przeprawy przez rzekę jechałem na czołgu, a reszta załogi wewnątrz. W pewnym momencie obróciła się wieżyczka i strąciła mnie z niego niemalże pod jego gąsienice. Okazało się, że chłopaki zapomnieli o tym, że byłem na zewnątrz.
(W. Gołas, Tomuś, nie piskaj, rozm. A. Leśniewski, „Gazeta Współczesna”, 22.05.1998)
-
/ 64
CZTEREJ PANCRNI I PIES
O popularności tego serialu niech świadczy fakt, że za każdym razem kiedy byłem w Związku Radzieckim, nie żądano ode mnie paszportu na lotniskach.
(W. Gołas, Tomuś, nie piskaj, rozm. A. Leśniewski, „Gazeta Współczesna”, 22.05.1998)
-
/ 64
CZTEREJ PANCRNI I PIES
Przyjemnie jest oczywiście, kiedy taki przedszkolak, sięgający człowiekowi ledwie rączkami do pasa, poklepuje poufale: „Tomuś, Tomuś”... Ale rola ta wzbudziła zainteresowanie nie tylko najmłodszych. Oto bowiem otrzymywałem np. listy od pułkowników w stanie spoczynku, którzy autorytatywnie twierdzili, że taki szeregowiec, jak Czereśniak nie mógł być dobrym żołnierzem i dojść aż do Berlina. Na dowód gotowi byli nawet przysłać zdjęcia swych towarzyszy broni, abym się przyjrzał ich szczerym twarzom i przyznał, że z taką gębą jak szeregowy Czereśniak można być... szabrownikiem, a nie dzielnym żołnierzem. Jestem więc niejako na cenzurowanym u pułkowników w stanie spoczynku...
(W. Gołas, Tomuś, przedszkolaki i pułkownicy, rozm. A. Kiszkis, „Dziennik Bałtycki” 11-12.07.1971)
-
/ 64
CZTEREJ PANCRNI I PIES
„Czterej pancerni…” – epopeja komunizmu, teraz nagle znowu są emitowani w telewizji i dalej się podobają. Ludzie nie baczą na linie polityczne, tylko na bohaterów. Dla młodzieży są to nadal „czterej wspaniali”, którzy wyruszyli gdzieś ze Wschodu i doszli aż do Berlina. Nie ma to wpływu gra aktorska, ale ogólna wymowa filmu.
(Kurier rozmawia z Wiesławem Gołasem, rozm. J. Jabłoński, „Kurier Podlaski”, 11.08.1995)
-
/ 64
CZTEREJ PANCRNI I PIES
Nie sądzę, by wśród zwolenników serialu byli sami lewicowcy i ich lewicowe dzieci. Wtedy zgodziliśmy się wziąć udział w tym filmie i wzięliśmy za to niemałe pieniądze. Uważam, że jeśli wówczas podjęliśmy taką decyzję, powinniśmy jej bronić i mówić o tym otwarcie, a nie udawać, że tego nie było. Nie wiem, czy oglądające go dzieci należałoby uznać za ofiary prosowieckiej indoktrynacji? Te czasy i te filmy skrzywiły historię i nad tym ubolewam.
(A. Gołas-Ners, Na Gołasa, Warszawa 2008, s. 203)
-
/ 64
CZEŚĆ KAPITANIE
Czasem zgadzam się na jakąś rolę tak trochę dla zabawy. Miałem taką przygodę z tym związaną. Poprosił mnie Andrzej Łapicki, żebym zagrał z nim w reżyserowanym przez Petelskiego krótkim filmie telewizyjnym „Cześć kapitanie”. On tam grał główną rolę. Kręciliśmy to w autentycznej knajpie „pod Trupkiem” przy cmentarzu w Warszawie, w nocy. Ułożyłem tę bójkę. Podjechałem na motorze pod „Trupka”. Wszedłem i prowokuję Łapickiego do bójki. Wreszcie kamerzysta mówi, że widać fałsz, ręka nie trafia, nie ma uderzenia. Więc jak mi nie przyłożył bez fałszu, to w ciągu kilku sekund nos mi spuchł i krew leci. Andrzej Łapicki rzuca mi się przerażony w ramiona, a ja mówię: „Odejdź. Kręćcie to, co jest, na żywo”. I tak zrobili autentycznie. Przepraszał mnie, płakał, w ogóle straszna rzecz.
(W. Gołas, Rozśmieszać wzruszając, rozm. E. Pomorska, „Wiadomości”, 6.04.1978)
Cześć kapitanie, 1967, reż. Petelski Czesław , reż. Petelska Ewa
na zdjęciu: Stankiewicz Kazimierz (pierwszy z prawej) - aktor, Gołas Wiesław (w skórzanej kurtce) - aktor, Trybała-Olszewski Wawrzyniec (czwarty z prawej) - aktor
-
/ 64
CZEŚĆ KAPITANIE
Rano dzwoni do mnie: „Wiesiek, jak się czujesz?”, a ja bełkocząc: „Noo nic, w porządku”. „To wpadnę do ciebie”. Przyleciał ze swoją żoną Zosią, z kwiatami. Ale przedtem kazałem się obandażować tak, że tylko szparka na oczy została, i położyłem się. On wszedł i mówi: „Jezus Maria, co jest?”. Na to zrobiłem zeza i wymamrotałem: „Podstawa czaszki w porządku. Wracam do siebie”. Oczywiście za chwile się rozbandażowałem i pokazałem, że rzeczywiście wszystko jest w porządku, tylko kawałek chrząstki na nosie mi się odłupał. I do ubezpieczalni po odszkodowanie nie poszedłem.
(W. Gołas, Rozśmieszać wzruszając, rozm. E. Pomorska, „Wiadomości”, 6.04.1978)
-
/ 64
LALKA
Cieszę się, że miałem również okazję zagrać barona Krzeszowskiego w „Lalce” Wojciecha Hasa. I na jego prośbę ustawiłem tę rolę komediowo, nieco ostro i groteskowo, jaskrawiej niż w książce.
(A. Gołas-Ners, Na Gołasa, Warszawa 2008, s. 190)
więcej -
/ 64
GRA
W moich kontaktach z filmem jest zaledwie parę ról, z których jestem prawdziwie zadowolony. Nieraz więcej satysfakcji czerpałem z niewielkich epizodów, w których można było naszkicować żywe i barwne postacie. Do takich zaliczam na przykład Franka w „Grze” Kawalerowicza, czy piekarza w „Dziurze w ziemi” Andrzeja Kondratiuka.
(W. Gołas, Zabawa w obrachunek (3), oprac. el, „Film” 1974, nr 14, s. 16)
Gra [1968], 1968, reż. Kawalerowicz Jerzy
na zdjęciu: Nowacka Elżbieta - aktorka, Winnicka Lucyna - aktorka, Gołas Wiesław - aktor
Autor: Idziak Sławomir
-
/ 64
Zdarza się, że (…) podczas spotkań z widzami słyszę opinię: „Pan jest taki sam w życiu jak na scenie, jak na ekranie”. Uważam to za wielką pochwałę. Wydaje mi się, że aktor nie powinien zmieniać się w sposób widoczny, oznacza to bowiem, że środki, jakie zastosował, są sztuczne. Wszyscy ludzie „grają”, robią jakieś pozy i miny, które w ich mniemaniu pasują akurat do sytuacji, w jakiej się znaleźli. Aktor tym różni się od innych, że musi działać w taki sposób, by widzowie wierzyli w jego autentyzm i naturalność, by wzruszali się prawdą.
(W. Gołas, Zabawa w obrachunek (3), oprac. el, „Film” 1974, nr 14, s. 16)
-
/ 64
DZIĘCIOŁ
Muszę przyznać, że odczuwam przesyt ról charakterystycznych, o zabarwieniu komediowym, że tęsknię do bohaterów, którzy chodzą w normalnie skrojonych garniturach. Tak, w „Dzięciole” byłem elegancki. I rolę tę przyjąłem z entuzjazmem. Pracowałem nad nią z satysfakcją, oglądałem się na ekranie już z nieco mniejszą. Recenzje natomiast czytałem z dużym zdziwieniem, byłem zaskoczony brakiem taktu, wręcz niegrzecznością ich autorów. Jest rzeczą powszechnie znaną, że aktorzy nie mają kontaktu ze stołem montażowym i przeważnie nie wiedzą, jak wypadną na ekranie. Efekt jest wynikiem ostatecznej koncepcji reżysera, która często ulega zmianie podczas realizacji filmu, na planie.
(W. Gołas, Spotkanie z aktorem, not. Z. Majewska, „Ekran” 1971, nr 40)
-
/ 64
DZIĘCIOŁ
Jeśli chodzi o „Dzięcioła” – byłem przez cały czas przeświadczony, że gram postać wyimaginowaną przez bohatera, że na ekranie będą przedstawione przygody, które temu człowiekowi raczej nigdy przytrafić się nie mogłyby, lecz są wytworem fantazji. Tymczasem film Gruzy potraktowano jako komedię czysto realistyczną.
(W. Gołas, Spotkanie z aktorem, not. Z. Majewska, „Ekran” 1971, nr 40)
-
/ 64
DZIĘCIOŁ
Przy pracy nad filmem muszę wyobrazić sobie publiczność i jej reakcje na moją pracę – to już sprawa wyczucia i techniki gry. Moje wysiłki obserwuje jedynie kamera i trzydzieści osób z reflektorami, którzy na ogół wykonują swe czynności nie reagując na aktorów. Chociaż zdarzało mi się, że trzeba było przerwać zdjęcia, ponieważ kamera zaczynała drgać, bowiem udało mi się przypadkiem... rozśmieszyć kamerzystę.
(W. Gołas, W aktora trzeba wierzyć, rozm. E. Kozik, „Trybuna Robotnicza”, 29.01.1978)
-
/ 64
DROGA
Miałem dużą rolę w serialu telewizyjnym „Droga” Sylwestra Chęcińskiego. Gram tam kierowcę autobusu PKS, człowieka uczciwego, który niepotrzebnie wplątuje się w ciemne afery, nie z chęci zysku, lecz skutkiem szczególnych układów.
(W. Gołas, Zabawa w obrachunek (3), oprac. el, „Film” 1974, nr 14, s. 16)
-
/ 64
DROGA
Z dużą rezerwą podszedłem do propozycji zagrania (...) w tym serialu. Przeczytałem scenariusz: „Takie to jakieś szare, nieefektowne, ani western, ani… Nie wiem, czy to się będzie ludziom podobało” – mówię. Ten Marianek wydał mi się zbyt przesłodzony. Taki poczciwina! Myślę, że jeśli serial, mimo tych zastrzeżeń, zyskał sobie pewną popularność, został zaakceptowany przez część widzów, to głównie zasługa tematu, myśli przewodniej filmu, jego intencji. W końcu postać kierowcy Marianka, szarego, zwykłego człowieka, który bezinteresownie wkracza w pewne ludzkie sprawy, angażuje się, pomaga ludziom, jest wrażliwy na jakieś niesprawiedliwości, choć sam potem dostaje za swą postawę kopniaka, nawet mu nie podziękują – jest chyba jakimś antidotum na widoczną tu i ówdzie znieczulicę, na objawy chamstwa, na to, że mało kto chce się łobuzom narazić. Marianek nie boi się narażać.
(W. Gołas, Być sobą, „Dziennik Ludowy” 27-29.06.1975)
-
/ 64
DROGA
Przejechałem 500 kilometrów bez prawa jazdy. (…) Zresztą jeździłem pod okiem milicji. Zawsze, kiedy się kręci tego typu film, na planie jest milicjant, żeby ewentualnie zatrzymać ruch czy odsunąć gapiów. Któregoś dnia jeden z milicjantów wsiadł do samochodu: „Można z panem?”. „Proszę bardzo, tylko ja nie mam prawa jazdy”. „E, panie Wiesiu, pan to zawsze żartuje”.
(Wiesław Gołas, rozm. A. Borkowska, „Perspektywy” 1973, nr 43)
-
/ 64
DROGA
Kiedyś nieopatrznie przyznałem, że jeździłem wówczas bez prawa jazdy. Rozdzwoniły się telefony. Milicjanci, którzy po emisji serialu „Kapitan Sowa na tropie” salutowali mi na ulicy, tym razem mieli do mnie pretensje, że zdradzam takie sekrety, bo właściwie nie miałem prawa znaleźć się za kierownicą na szosie. Za to, co się działo na planie filmowym, odpowiadałem jednak nie ja, lecz reżyser i kierownik produkcji. Obok mnie siedział zresztą w wozie fachowiec, który w razie awaryjnej sytuacji zawsze zdążyłby zahamować. Nie byłem wspaniałym kierowcą, prawo jazdy jednak zrobiłem. Jeździłem zarówno małymi, jak i dużymi fiatami.
(W. Gołas, Wybór marki zostawiam żonie, rozm. J.R.K., „Rzeczpospolita” 16.12.2003)
-
/ 64
DROGA
„Czterej pancerni” zabrali mi dwa lata. „Droga” nie mniej niż półtora roku. Przeżyłem prawdziwe szaleństwo. Były tygodnie i miesiące, kiedy dwa razy dziennie latałem samolotem startując o 6 i wracając ze zdjęć na osiemnastą do teatru. Potem – nocą jeszcze „Dudek”.
(W. Gołas, W roli… krwawego watażki, rozm. St. Plakwicz, „Głos Koszaliński”, 15-16.03.1975)
-
/ 64
POTOP
Zagrałem też postać jakby nie z mojego repertuaru: Stefana Czarnieckiego w „Potopie” Jerzego Hoffmana. (…) Podobało mi się (…), że znowu mogę stać się kimś innym, że widzowie może trochę się zdziwią, iż ten Czarniecki z brodą i wąsami – to właśnie Wiesław Gołas. A skoro mnie bawiła ta sytuacja, mam nadzieję, że widzowie nie pozostaną obojętni na widok hetmana – buławą wskazującego kierunek natarcia.
(W. Gołas, Zabawa w obrachunek (3), oprac. el, „Film” 1974, nr 14, s. 16)
-
/ 64
KAZIMIERZ WIELKI
[W] „Kazimierzu Wielkim” gram krwawego i źle kończącego watażkę.
(W. Gołas, W roli… krwawego watażki, rozm. St. Plakwicz, „Głos Koszaliński”, 15-16.03.1975)
-
/ 64
KAZIMIERZ WIELKI
Lekko mi (…) w tym filmie nie było. Ja tam musiałem nosić rycerskie „wdzianko”, które ważyło około 40 kg! Jeździłem w tej potwornie ciężkiej zbroi na koniu, machałem mieczem; tak, że po całym ogromnie wyczerpującym dniu zdjęciowym, nie czułem wprost rąk i nóg, tak byłem zmachany. Zwalił się człowiek na łóżko… To jest życie aktora! A mówi się, że nam tak wspaniale, że co tam! Ciężko, ale wystarczy, że ktoś się do mnie na ulicy sympatycznie uśmiechnie, chłopcy zawołają „Tomuś – nie piskaj”, „Marianek – absolutnie” i już człowiekowi lżej. I to jest najmilsze.
(W. Gołas, Być sobą, „Dziennik Ludowy” 27-29.06.1975)
Kazimierz Wielki, 1975, reż. Petelski Czesław , reż. Petelska Ewa
na zdjęciu: Gołas Wiesław - aktor (rola wojewoda)
Autor: Troszczyński Jerzy
-
/ 64
Miałem długie przerwy w tak zwanej karierze filmowej. Przez jakiś czas grałem role drugoplanowe, epizodyczne, choć charakterystyczne. Prawdą jest, że wiele ról odrzuciłem, ponieważ nie chciałem się powielać i wciąż grać takich samych postaci charakterystycznych. (…) Była jeszcze inna przyczyna dość długiej przerwy w moim występowaniu w filmach. Dawno temu, bo w latach 70., Bohdan Poręba zaproponował mi rolę generała Andersa w swoim filmie. Przeczytałem scenariusz i okazało się, że jest to postać negatywna. Ponieważ tak ją skrzywił, odmówiłem. I Poręba za to się na mnie obraził. W rezultacie nie tylko nigdy już mnie u siebie nie angażował, co mnie specjalnie nie zmartwiło, ale spowodował, że przez jakiś czas nie grałem też w innych filmach.
(A. Gołas-Ners, Na Gołasa, Warszawa 2008, s. 182)
-
/ 64
ALTERNATYWY 4
Zagrałem w „Alternatywach 4”, natomiast rolę w „Zmiennikach” odrzuciłem, robiąc dużą przykrość Stasiowi.
(W. Gołas, Trudniej rozśmieszyć niż zasmucić, rozm. B. Kuncewicz, „Tygodnik Ilustrowany Magazyn”, 9.03.1988)
-
/ 64
SZABLA OD KOMENDANTA
Niewiele miałem styczności z młodymi. Ale poznałem pana Kolskiego i jestem zachwycony. Doskonały reżyser i świetny partner. Proponowano mi wcześniej rolę u młodych reżyserów, ale jakoś nie miałem odwagi. Do Kolskiego przekonał mnie Franek Pieczka, który grał u niego chyba już w dwóch filmach i nie żałuje.
(Kurier rozmawia z Wiesławem Gołasem, rozm. J. Jabłoński, „Kurier Podlaski”, 11.08.1995)
-
/ 64
W oglądaniu każdego filmu, w którym gram, przeszkadza mi niezmiernie świadomość tego, co było na planie. Zamiast skupiać się na akcji, przypominam sobie, gdzie stała kamera, lampa, reżyser, sekretarka planu. Na siebie patrzyłbym wspominając cienkiego, chudego i młodszego o wiele lat Gołasa, więc żeby mi nie było smutno, to nie oglądam.
(W. Gołas, O, idzie Tomuś…, „Wiadomości Dnia”, 27.07.1995)
-
/ 64
Są aktorzy, którzy nie potrafili rozstać się ze sceną, jak Świderski. Ja mam piękne życie i zawsze wychodziłem bez szwanku z opresji. Moim suflerem jest mój organizm. Słucham go i wiem, co mogę jeszcze zrobić. Teraz mi mówi, że jestem starszym panem. Nawet Papkin musi kiedyś odpocząć.
(W. Gołas, Nawet Papkin musi kiedyś odpocząć, rozm. E. Haczyk-Plumley, „Gazeta Wyborcza”, 4.10.2010)
Dłużnicy śmierci, 1985, reż. Gołaszewski Włodzimierz
na zdjęciu: Gołas Wiesław - aktor