-
/ 10
1. „Brzezina” była filmem – nie pierwszym i nie ostatnim w twórczości Andrzeja Wajdy – który powstał zamiast innego, trochę jakby przez przypadek. W tym czasie, po „Krajobrazie po bitwie” (1970) reżyser chciał opowiedzieć współczesną historię miłosną. Scenariusz jednej z nich – o młodym prowincjuszu, który, by zaimponować dziewczynie, zatrudnia się jako pielęgniarz w szpitalu psychiatrycznym, gdzie rozmawia z ludźmi, którzy nie wytrzymali życiowej presji – napisać miał Stanisław Manturzewski, ale tekst ostatecznie nie powstał. Druga była gotową już od roku adaptacją opowiadania Ireneusza Iredyńskiego „Armelle” – mający grać główne role Anna Prucnal i Andrzej Seweryn (gdyby realizacja doszła do skutku zadebiutowałby u Wajdy wcześniej niż w „Ziemi obiecanej”) znali swoje kwestie na pamięć, ekipa przygotowana była do pracy. Telewizja, która miała być koproducentem filmu, zwlekała jednak z decyzją, więc reżyser – ponoć w ciągu jednej nocy – przygotował cztery tematy, projekty, które chciał tam realizować: „Wesele”, „Noc listopadową”, „Brzezinę” i „Armelle” – i nazajutrz spróbował wymusić na telewizyjnej redakcji wybór jednego z nich. A ta wybrała właśnie adaptację opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza, o którym Wajda myślał już wcześniej, choć sam tekst miał być tylko pretekstem do spełnienia marzenia, czyli pokazania na ekranie zapamiętanego z dzieciństwa obrazu lasu brzozowego wiosną, lasu, który byłby jednym z aktorów grających w filmie. Wtedy, na początku 1970 roku, nie miał gotowego scenariusza adaptacji, choć był – konieczny dla uruchomienia produkcji – formalny scenopis, do którego reżyser nie był jednak specjalnie przywiązany. Podstawą pracy miało być opowiadanie – jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć Wajda zawiózł dwójkę głównych aktorów do Stawiska, do Iwaszkiewicza, który, pytany o napisaną w 1932 roku „Brzezinę”, miał odpowiedzieć, że nic już nie pamięta…
Brzezina, 1970, reż. Wajda Andrzej
na zdjęciu: Żołek Elżbieta - aktorka, Łukaszewicz Olgierd - aktor
Autor: Pajchel Renata
-
/ 10
2. Młoda obsada pozostaje jednym z atutów filmu. 24-letni Olgierd Łukaszewicz, filmowy Staś, zachwycił Wajdę rolą Gabriela w „Soli ziemi czarnej” (1969) Kazimierza Kutza. Jeszcze na premierze tej śląskiej sagi, kiedy trwały oklaski, ktoś popukał aktora w ramię, mówiąc, że Andrzej Wajda chce z nim porozmawiać. Spotkali się obaj nazajutrz w Hotelu Europejskim, gdzie reżyser złożył mu propozycję zagrania Stasia – rozmowa była ponoć krótka. Skądinąd rola młodego gruźlika była pierwszą z kilku późniejszych – m.in. w „Lekcji martwego języka” (1979) Janusza Majewskiego – o których Łukaszewicz żartował, że „żyje z tego, że umiera”.
Z kolei odtwórca roli Bolesława, 25-letni Daniel Olbrychski, był wówczas nie tylko ulubionym aktorem Wajdy – tuż przed „Brzeziną” zrobili razem „Krajobraz po bitwie” według opowiadań Tadeusza Borowskiego – ale też jednym z najbardziej lubianych (i cenionych) przez Jarosława Iwaszkiewicza. Pisarz poznał go kilka lat wcześniej w Sandomierzu, na planie „Popiołów” (1965), gdy Wajda kręcił scenę ataku na kościół św. Jakuba. Olbrychski, aktorskie odkrycie reżysera – w mundurze huzara, na koniu – został przedstawiony Iwaszkiewiczowi, któremu młody aktor przypominał dawnych przyjaciół z lat młodości. Stąd też dedykowany aktorowi – po uprzednim upewnieniu się, czy to nie będzie dla niego jakiś dyskomfort – wiersz pt. „Biografia”. Iwaszkiewicz pisał do niego po każdej premierze, chwalił role, zaprzyjaźnił się też z matką aktora, pisarką Klementyną Sołonowicz-Olbrychską, która była członkinią kierowanego przez niego Związku Literatów.
30-letnia Emila Krakowska, czyli ekranowa Malina, dostała zaproszenie na zdjęcia próbne: kierowniczka produkcji, Barbara Pec-Ślesicka, poleciła jej wcześniej przeczytać „Brzezinę”. Wajda szybko ją właśnie wybrał, a w słuszności tej decyzji utwierdziły go kolejne rozmowy z aktorką, m.in. o malarstwie Malczewskiego, które wychowana w Poznaniu (tutejsze Muzeum Narodowe ma największą kolekcję obrazów artysty) doskonale znała.
Brzezina, 1970, reż. Wajda Andrzej
na zdjęciu: Łukaszewicz Olgierd - aktor, Olbrychski Daniel - aktor
Autor: Pajchel Renata
-
/ 10
3. Zdjęcia do „Brzeziny” niemal w całości powstały w leśniczówce na skraju Puszczy Kampinoskiej, gdzie ekipa przyjechała w marcu 1970 roku. Trwały około miesiąca i w dużej mierze zależały od pogody – zdarzało się, że jednego dnia zazieleniła się brzezina, a nazajutrz spadł śnieg... Sam Wajda wspominał ten czas jako niezwykle harmonijny: filmowcy, przyzwyczajeni do dusznego studia, tutaj mogli – dosłownie – odetchnąć świeżym powietrzem i (po)czuć wiosnę: „Pod wpływem tego niezwykłego narkotyku tworzyliśmy film inny, świeży i dla mnie samego zaskakujący. Chwyciłem w płuca powietrze, poczułem się lżejszy i ze zdziwieniem patrzyłem na ekran, jakby to był nie całkiem mój własny film. Coś z tej świeżości zostało zarówno w grze aktorów, jak i w pracy kamery”.
O wyjątkowości tej pracy świadczy też chociażby fakt, że za radą reżysera jego asystent Andrzej Kotkowski na dokumentację – m.in. musiał znaleźć pole kaczeńców – zamiast samochodem jeździł rowerem.
Brzezina, 1970, reż. Wajda Andrzej
na zdjęciu: Wajda Andrzej (drugi od lewej ) - reżyser, Samosiuk Zygmunt (pierwszy od prawej) - operator, Kotkowski Andrzej (drugi od prawej) - asystent reżysera, Budkiewicz Jan (pierwszy od lewej) - reżyser II
Autor: Pieńkowski Romuald
-
/ 10
4. Brak scenariusza sprawiał, że Wajda w dużej mierze oddał inicjatywę aktorom, którzy, w oparciu o tekst Iwaszkiewicza improwizowali dialogi, wymyślali dodatkowe sceny i szukali klucza do swoich postaci. Praca zaczynała się w taksówce wiozącej ich na plan i pytania Wajdy, co dzisiaj kręcą. Stąd też m.in. wojskowy płaszcz, w którym chodzi Bolesław – pozostałość po wojnie polsko-bolszewickiej, w której brał udział i sygnał, że nie ma pieniędzy na nowy także dlatego, że musi opłacić leczenie brata w Davos, stąd może niechęć do Stasia. Olbrychski też wymyślił scenę gry – popisowej wręcz – na fortepianie. W opowiadaniu Bolesław jednym palcem wystukuje na klawiaturze jakiś rytm, w filmie jego profesjonalna gra – i słowa Stasia, że cieszy się, że brat znowu to robi – być może sygnalizuje jakieś niespełnione/porzucone marzenie, talent pianistyczny, który – z różnych powodów – nie mógł się rozwinąć, stanowiąc dodatkową przyczynę tak widocznej u mężczyzny goryczy.
W całości improwizowana przez Daniela Olbrychskiego – i bezprecedensowa na tle ówczesnego polskiego kina – była też jedna z najsłynniejszych scen „Brzeziny”: przesłuchanie małej Oli (Elżbieta Żołek) przez ojca. Aktor szukał sposobu, żeby pokazać miłość bohatera do zmarłej żony – że bardzo ją kochał. Za radą Wajdy pojechał do Stawiska szukać pomocy u Iwaszkiewicza, który jednak przyznał, że w trakcie pisania nie zastanawiał się, czy i jak Bolesław kochał Basię. W trakcie rozmowy aktor wpadł na pomysł, by tę miłość pokazać przez…scenę zazdrości, przesłuchiwania córeczki, wyciągania od niej, czy Michał (Marek Perepeczko) przychodził do mamusi, jak się zachowywał. Pisarzowi pomysł się spodobał i obiecał napisać do tej sceny dialogi. Gotowe okazały się jednak nazbyt literackie, za długie do nauczenia się przez dziewczynkę, a przede wszystkim – nie takie, jakich aktor oczekiwał. Poprosił więc reżysera, by za dwoma oknami postawiono kamery (żeby mieć przebitki, bo drugi dubel byłby niemożliwy), obok jednej stanął sam Wajda, zaś dźwiękowiec ukrył się pod łóżkiem. On sam zaczął rozmowę – a właściwie coraz bardziej agresywny monolog – z filmową córką, reagującą w sposób naturalny łzami i milczeniem na jego wybuch zazdrości i okrucieństwa. W efekcie powstała jedna z najbardziej pamiętnych scen „Brzeziny”. Kiedy kilka lat później Olbrychski będzie w USA, obejrzy „Biesy”, które Wajda zrobi w teatrze w New Heaven m.in. z Elżbietą Czyżewską. Po spektaklu pozna jedną z grających w nim młodych aktorek, Meryl Streep (wtedy jeszcze u progu wielkiej kariery), która przed pracą z polskim reżyserem obejrzała wszystkie jego filmy – najbardziej interesować ją będzie właśnie ta scena z „Brzeziny”, jak powstała.
Scena, która, dodajmy, dzisiaj w taki sposób, z udziałem dziecka, nie mogłaby – na szczęście – powstać, bo żadne artystyczne względy nie usprawiedliwiają przemocy dorosłego, która tutaj została zarejestrowana, tak jak prawdziwy strach i łzy małej dziewczynki. Dzisiaj już na poziomie castingu do filmu wybiera się dzieci umiejące odróżnić rzeczywistość od fikcji i potrafiące wyjść z roli po ujęciu. Na planie obecni są też psychologowie.
Brzezina, 1970, reż. Wajda Andrzej
na zdjęciu: Olbrychski Daniel - aktor, Żołek Elżbieta - aktorka
Autor: Troszczyński Jerzy
-
/ 10
5. Pierwowzorami literackiego Stasia byli bliscy Iwaszkiewiczowi, zmarli młodo na gruźlicę poeta Jerzy Liebert i kompozytor Karol Szymanowski. Z tym ostatnim bohatera łączy choroba (i śmierć), pobyt w Davos, muzyka i dandysowski styl bycia, podkreślony jeszcze bardziej na ekranie. Filmowy Staś – w przeciwieństwie do brata – ma bogatą, elegancką garderobę (niezbyt zresztą praktyczną w wiejskich warunkach), często się przebiera i próbuje oddawać się w nowej scenerii niegdysiejszym szwajcarskim rozrywkom, jak gra w tenisa. Wajdzie zależało, by ta postać wnosiła ze sobą klimat lat 20. XX wieku, ich kultury – jeszcze przed zdjęciami pokazał aktorom film Françoisa Truffauta „Jules i Jim” (1962), mówiąc, że chciałby przenieść do „Brzeziny” podobną atmosferę. Stąd też m.in. scena stepowania na mostku – specjalnie na jej potrzeby zatrudniono Edwarda Radulskiego, słynnego przedwojennego tancerza i choreografa, występującego także w latach 30. w USA. I fortepianowe improwizacje Stasia, który naśladuje ówczesne gwiazdy – w ich trakcie pojawił się zapewne ów szeroki, sztuczny uśmiech bohatera, wzmacniający – w połączeniu z bladą twarzą – efekt maski.
Brzezina, 1970, reż. Wajda Andrzej
na zdjęciu: Łukaszewicz Olgierd - aktor
Autor: Troszczyński Jerzy
-
/ 10
6. „Brzezina” była trzecim (i ostatnim) – po „Polowaniu na muchy” (1969) i „Krajobrazie po bitwie” – filmem, który Andrzej Wajda zrobił z Zygmuntem Samosiukiem jako autorem zdjęć. Reżyser odkrył operatora, gdy ten pracował w WFDiF przy Polskiej Kronice Filmowej, gdzie, mimo ograniczeń, potrafił eksperymentować z formą, a przede wszystkim – znakomicie odnajdywał się w plenerze i potrafił twórczo wykorzystać naturę. To u Wajdy zadebiutował w pełnometrażowej fabule, a „Brzezina” pozostaje ich najwybitniejszym wspólnym dziełem – i mistrzowskim operatorskim osiągnięciem Samosiuka. Potrafił on bowiem harmonijnie połączyć naturalne obrazy rozkwitającej przyrody z inspiracjami malarskimi, płynącymi z płócien Jacka Malczewskiego, stanowiącymi główny pomysł adaptatorski Wajdy, wzbogacający cały film, ale też oryginalnie nawiązujący do charakterystycznego dla prozy Iwaszkiewicza motywu Erosa i Thanatosa, miłości/erotyki i śmierci. Dla reżysera – też przecież malarza, choć krakowską ASP porzucił dla szkoły filmowej – Malczewski, obok Andrzeja Wróblewskiego, był najbardziej oryginalnym polskim malarzem. Przejawem tej oryginalności była m.in. odbiegająca od europejskich wzorców postać Thanatosa jako młodej kobiety z kosą, tryskającej witalnością – ekranowa Malina jest na nią stylizowana, a fakt połączenia boga śmierci z kochanką obu braci wzbogaca możliwości interpretacyjne. Samemu Iwaszkiewiczowi ten malarski koncept wydał się znakomity, a Emilia Krakowska – doskonale do niego pasująca, „jakby wyszła z obrazu Malczewskiego”.
„Brzezina” to też pierwszy film Wajdy, na planie którego pracował Edward Kłosiński – stawiający pierwsze kroki w zawodzie absolwent PWSFTviT, polecony przez scenografa, Macieja Marię Putowskiego, miał być szwenkierem (operator kamery). Miał być, bo Samosiuk lubił sam szwenkować, więc generalnie – jak sam potem wspominał – chodziło o znalezienie kogoś miłego, kto nie będzie mu przeszkadzał w pracy. Tak się jednak złożyło, że najpierw Kłosiński niemal wyleciał z pracy, bo nie potrafił dobrze obsłużyć tzw. głowicy korbkowej – Barbara Pec-Ślesicka i Samosiuk wymogli na Wajdzie, żeby go zostawił – a potem…sam dokończył zdjęcia. Prace nad „Brzeziną” trzeba było bowiem wstrzymać na trzy tygodnie z powodu niespodziewanego wyjazdu reżysera za granicę, a kiedy wrócił okazało się, że z kolei Samosiuk, związany wcześniejszym kontraktem na inny film, musi opuścić plan. Wtedy Wajda zdecydował, że zastąpi go, mając do pomocy jako szwenkiera Macieja Kijowskiego – właśnie Edward Kłosiński. I ten stanie się jednym z Wajdowskich operatorów, najbliższych współpracowników, autorem zdjęć do „Ziemi obiecanej” (1974), „Człowieka z marmuru” (1976), „Bez znieczulenia” (1978), „Panien z Wilka” (1979) czy „Kroniki wypadków miłosnych” (1985).
Brzezina, 1970, reż. Wajda Andrzej
na zdjęciu: Samosiuk Zygmunt - operator, Olbrychski Daniel - aktor
Autor: Troszczyński Jerzy
-
/ 10
7. Jedną z najpiękniejszych scen filmu jest śmierć Stasia – Wajda wymyślił, żeby pokazać ją w sposób symboliczny: łóżko z umierającym młodzieńcem wyjeżdża z wnętrza leśniczówki w brzezinę. Pojawił się problem techniczny, jak to zrobić – ktoś z ekipy zasugerował dwie jazdy: na jednej postawić łóżko, na drugiej kamerę i tak wyjechać przez okno. Tak też zrobiono, a tej jeździe towarzyszy z offu głos Łucji Prus śpiewającej „żałosną kołysankę”, którą w opowiadaniu Malina nuci Stasiowi. Ta pieśń to kolejne nawiązanie do postaci Karola Szymanowskiego: Iwaszkiewicz swoje opowiadanie skończył w 1932 roku w Atmie, zakopiańskiej willi kompozytora, który sam wtedy pracował nad „Pieśniami kurpiowskimi”. Ukończone pokazał przyjacielowi, a wrażenie, jakie na nim zrobiły były tak duże, że pisarz, przerobiwszy nieco, wplótł kawałek jednej z nich w tekst „Brzeziny”.
więcej -
/ 10
8. „Brzezina” – jak większość filmów – jest też przykładem filmowego oszustwa wynikającego z konieczności. Bo choć kręcono ją w prawdziwej brzezinie, gdzie nakręcono wiele ujęć z Bolesławem-Olbrychskim przechadzającym się wśród drzewa, w trakcie montażu okazało się – na co słusznie zwróciła uwagę montażystka Halina Prugar, wieloletnia współpracowniczka Wajdy – że brakuje zbliżeń. Błyskawicznie jednak zadziałała niezawodna Barbara Pec-Ślesicka: zorganizowała dwieście dwumetrowych brzozowych pali, które powbijano w ziemię na łące przy wytwórni na Chełmskiej. W tej brzezinie leśniczy znowu się przechadzał, a operator długim obiektywem zrobił potrzebne zbliżenia.
Do podstępu trzeba też było się uciec przy filmowaniu sceny ze Stasiem przeglądającym się – i szczerzącym zęby – w tafli potoku. Próba nad prawdziwym potokiem nieudana: nie udało się zrobić odbicia w wodzie, więc w wytwórni napełniono wodą dużą metalową kuwetę – na dnie umocowane było lustro.
więcej -
/ 10
9. Ekipa filmu bardzo chciała, by ukończoną „Brzezinę” zobaczył Jarosław Iwaszkiewicz – ten się wahał, ale ostatecznie zgodził pod warunkiem, że obejrzy ją sam. Zorganizowano więc dla niego specjalny pokaz w wytwórni na Chełmskiej – po projekcji długo nie wychodził, a kiedy ktoś wreszcie zajrzał do sali, okazało się, że pisarz jest głęboko wzruszony. Zapis w dzienniku nie jest jednak jednoznacznie pozytywny, pisze m.in. „Mój Boże, jakie to dalekie od tego, co ja napisałem w roku 1932!”, aczkolwiek kilka lat później, kiedy „Brzezina” odnosiła sukcesy we Francji, w liście do Wajdy już entuzjastycznie: „tak pięknie to zrobiłeś, jak pisał »New-York Herald«, wiernie duchowi Iwaszkiewicza, a wszystko Twoje w tym filmie (Malczewski, cała Wielkanoc) tak cudownie zlewa się z moim. Bardzo Ci jestem za to wdzięczny i niezmiennie podziwiam Twoją intuicję, Twoją twórczość, wszystko to, co sprawiło, że m o j e opowiadanie stało się T w o i m filmem”.
Rzeczywiście więcej niż pozytywne przyjęcie „Brzeziny” zaskoczyło jej twórców: choć była filmem telewizyjnym, 10 listopada 1970 roku została wprowadzona do kin. Szczególnie dobrze odebrano ją za granicą, od Związku Radzieckiego – Daniel Olbrychski dostał zresztą nagrodę na festiwalu w Moskwie – poczynając. Dla Wajdy szczególnie istotny był sukces we Francji, który nie tylko utoruje drogę na Zachód „Człowiekowi z marmuru”, ale też ugruntuje pozycję reżysera, pozwalając mu realizować tam teatralne czy filmowe projekty.
Brzezina, 1970, reż. Wajda Andrzej
na zdjęciu: Olbrychski Daniel - aktor, Krakowska Emilia - aktorka
Autor: Pajchel Renata
-
/ 10
10. „Brzezina” była też jedynym filmem Andrzeja Wajdy zrobionym w Zespole Filmowym „Tor”. Po rozwiązaniu „Kamery” reżyser nie był związany z żadnym zespołem, robił filmy tam, gdzie udało mu się przepchać projekt. Adaptację „Brzeziny” chciał robić w „Torze”, bo miał zaufanie do jego szefa, Stanisława Różewicza i wiedział, że jemu uda mu się dogadać z Telewizją Polską, która miała prawa do adaptacji – sam Iwaszkiewicz też wolał, by film według jego tekstu powstał właśnie tam. W 1972 roku Wajda stanie na czele własnego zespołu – ZF „X”. I tak się zdarzy, że pierwszym filmem „Iksa” będzie jego „Wesele” (1972), na które zabierze większość obsady „Brzeziny”: Daniel Olbrychski zostanie Panem Młodym, Emilia Krakowska – Marysią, Olgierd Łukaszewicz Widmem, Marek Perepeczko Jaśkiem a Mieczysław Stoor – Wojtkiem. Sam Zespół Filmowy „X” obok ZF „Tor” będzie miejscem, w którym rodzić się będzie kino moralnego niepokoju – tu powstaną takie filmy jak „Wodzirej” (1977) czy „Aktorzy prowincjonalni” (1978), tu Wajda zgromadzi wokół siebie młodych filmowców: Agnieszkę Holland, Feliksa Falka, Janusza Zaorskiego, Ryszarda Bugajskiego. Tu też jako jeden z pierwszych projektów „Iksa”, powstaną telewizyjne adaptacje opowiadań Iwaszkiewicza: „Dziewczyna i gołębie” (1973) Barbary Sass, „Stracona noc” (1973) Janusza Majewskiego i „Wieczór u Abdona” (1975) Agnieszki Holland.
Opracowanie | Katarzyna Wajda
więcej