-
/ 10
1. Dzięcioł” to co prawda debiut kinowy Jerzego Gruzy, ale bynajmniej nie dzieło początkującego filmowca. 38-letni wówczas reżyser był już wtedy bowiem doświadczonym realizatorem telewizyjnym – jako absolwent łódzkiej PWSF wybrał inną niż większość kolegów drogę zawodową i zamiast terminować jako asystent, zaczął pracę w raczkującej wówczas polskiej telewizji. Tutaj m.in. był autorem – we współpracy z Bogumiłem Kobielą i Jackiem Fedorowiczem – popularnych programów rozrywkowych „Poznajmy się” i „Małżeństwo doskonałe” (czego żartobliwym sygnałem epizod Gruzy w „Dzięciole” jako Stacha, reżysera programu „W co się bawić”, któremu prostytutka grana przez Ewę Krzyżewską lepiej eksponuje niż jej koleżanka blondynka). Zrealizował także szereg spektakli Teatru Telewizji, jak „Idy marcowe”, „Król Edyp”, „Brat marnotrawny”, „Mieszczanin szlachcicem” czy „Skąpiec” (wszystkie ze znakomitą obsadą, m.in. Gustawem Holoubkiem, Aleksandrą Śląską, Andrzejem Łapickim czy Bogumiłem Kobielą), w tym także popularne „Kobry”, choćby „Sammy’ego” ze Zbyszkiem Cybulskim. Jego „Pomyłka, proszę się wyłączyć” z Aleksandrą Śląską w roli sparaliżowanej kobiety, która ma paść ofiarą morderców – wywołała panikę w całej Polsce. Gruza przed debiutem kinowym miał też już na koncie „Wojnę domową” (1965-66), znakomity serial inspirowany „przekrojowymi” felietonami Marii Zientarowej (Miry Michałowskiej) – część obsady pojawi się zresztą w „Dzięciole”. Nic więc dziwnego, że uczestniczący w kolaudacji filmu Andrzej Wajda, mówiąc o debiutancie podkreślał: „jest on jedynym autorem telewizyjnym, bo uważam, że to co robił w telewizji, to jest prawdziwa telewizja”. Sam „Dzięcioł” był pierwszą zrealizowaną przez Gruzę komedią kinową, choć wcześniejszych prób – historii wymyślanych z myślą o Bobku Kobieli – miało być więcej.
Dzięcioł, 1970, reż. Gruza Jerzy
na zdjęciu: Gruza Jerzy - reżyser
-
/ 10
2. „Na przykład pan” – tak pierwotnie zatytułowany był scenariusz „Dzięcioła” autorstwa Jerzego Gruzy i Krzysztofa Teodora Toeplitza, znanego felietonisty, krytyka filmowego i ówczesnego redaktora naczelnego „Szpilek”. Tekst przedstawiono na posiedzeniu Komisji Ocen Scenariuszy 15 października 1969 roku – i omawiano obok „W pustyni i w puszczy” oraz „Palę Martina Edena” (zrealizowany film ostatecznie nosił tytuł „Mały”). Komisja scenariusz zaakceptowała, choć były uwagi i sugestie (np. żeby zrezygnować z motywu imprezy w sąsiednim bloku), a głównym argumentem za skierowaniem do realizacji była potrzeba dobrej komedii.
Wśród członków komisji był Janusz Wilhelmi, który tak recenzował tekst: „To jest oczywiście komedia, ale równocześnie komedia bardzo sympatyczna przez to, że jest w niej jakiś bardzo ciepły, życzliwy stosunek do ludzi, utrzymana jest tonacja przyjacielska, a przy tym jest to rzecz barwna i te barwy nie odbierają świeżości sytuacjom i postaciom tutaj występującym. Myślę, że w ogóle oddziaływanie tego filmu na pewno będzie pozytywne, bo znajdujemy się w jakimś świecie przyjaźni, w którym ludzie są sobie bliżsi, podoba mi się to bogate otoczenie dokoła nich i dlatego uważam, że to jest bardzo ładny projekt komediowy, a osoba reżysera tutaj występującego daje pewność, że to będzie rzecz bardzo świadoma”.
Jego pozytywny stosunek do scenariusza nie jest – zważywszy ogólny ton dyskusji – jakimś zaskoczeniem, aczkolwiek z perspektywy gotowego filmu trudno mówić o sympatycznej komedii i świecie przyjaźni. Jednak to właśnie Wilhelmi – kilka lat później znienawidzony przez środowisko filmowców jako demoniczny szef Komitetu Kinematografii – miał stać za zaprzestaniem dalszej realizacji „Wojny domowej”. Winę za to ponosił 14. odcinek serialu pt. „Nowy nabytek”, w którym pan Jankowski (Kazimierz Rudzki) próbował oduczyć pudla Lejka siusiania na podłogę metodą dziennikarską. W efekcie pies siusiał na gazetę – i tak się złożyło, że zaczęli od „Kultury”, której ówczesnym naczelnym był właśnie Wilhelmi, postać ustosunkowana i dobrze widziana w kręgach władzy. Na tyle, by wkrótce zapadła decyzja, że „Wojna domowa” nie będzie kontynuowana.Dzięcioł, 1970, reż. Gruza Jerzy
na zdjęciu: Hańcza Władysław - aktor, Gołas Wiesław - aktor
-
/ 10
3. Główna rola została napisana z myślą o Wiesławie Gołasie, który po latach mówił o niej: W »Dzięciole« Gruza przekazał postaci przeze mnie odtwarzanej swoje myślenie, swoje uczucia i rozterki, co starałem się zagrać najlepiej, jak umiałem. Jednak nie było to »moje« i przyznam szczerze, nie mam szczególnego sentymentu do tej postaci”.
Rzeczywiście, w licznych wywiadach, aktor pytany o ulubione filmowe role, nigdy nie wskazywał Stefana Waldka (w tej kategorii prym zdecydowanie wiódł niejaki ogniomistrz Kaleń), choć oparty na postaci głównego bohatera „Dzięcioł” udowadnia wszechstronność i pokazuje szeroką skalę talentu Gołasa. Gruza zresztą dalej będzie z nim chętnie pracował, m.in. zapraszając do pierwszego odcinka „Czterdziestolatka” (1974), gdzie ten zagra Ziemię, dawnego dowódcę Karwowskiego i kinowej „Alicji” (1980) – tutaj aktor błyśnie epizodyczną rolą…płatnego zabójcy. Bardzo ciekawą, już bez komediowego tonu, kreację stworzy też w jego „Nocy poślubnej w biały dzień” (1982) – niestety film stał się „półkownikiem” pokazanym dopiero w latach 90.
Stefan Waldek, choć sprawia wrażenie fajtłapy, w jednej ze scen, zmuszony przez teścia (Władysław Hańcza) sprawnie pokonuje gimnastyczny tor przeszkód nad Wisłą.
Nic dziwnego, bo sam Gołas należał do najsprawniejszych, najbardziej wysportowanych aktorów (nie tylko) swojego pokolenia. W młodości uprawiał wiele dyscyplin, łącznie z boksem (co się przyda choćby w „Mężu swojej żony”, komedii inicjującej jego owocną współpracę ze Stanisławem Bareją), stąd widziano w nim wymarzonego (i niepotrzebującego dublerów) aktora kina przygodowego, filmów akcji, choć również w teatrze wprowadzał efektowne i ryzykowne pomysły sceniczne, jak np. upadki z wysokości czy przesadzanie szerokich stołów. Ten jego aktorski wizerunek świetnie oddaje (krążąca w różnych wersjach) anegdota: oto jakiś reżyser proponuje Gołasowi rolę w filmie – ma galopować na koniu, przeskoczyć do pociągu, obrabować pasażerów, po czym z powrotem wskoczyć na konia i mknąć w dal. Aktor przerywa, pytając: „A dużo tam będzie tekstu?”. I słyszy: „Panie Wiesławie, niech pan się nie martwi o tekst – tekst powie kaskader”.Dzięcioł, 1970, reż. Gruza Jerzy
na zdjęciu: Gołas Wiesław - aktor
-
/ 10
4. Rola Miśki w filmografii Aliny Janowskiej – skądinąd nierozpieszczanej niestety zbytnio przez kino – jest jedną z najciekawszych. Aktorka przyjęła ją, choć…nie dostała do przeczytania scenariusza. Postać mistrzyni strzeleckiej była jej bliska nie tyle charakterem, co upodobaniem do sportu jako takiego – Janowska uprawiała różne jego dziedziny, m.in. tenis i narciarstwo, znana była z aktywnego trybu życia (i to niemal do jego końca). Potrafiła też obchodzić się z bronią – jeszcze przed wojną, dzięki ojcu, przeszła przeszkolenie wojskowe, była również łączniczką w Powstaniu Warszawskim. Wiarygodne zagranie Miśki wymagało rzecz jasna ćwiczeń – tutaj jej instruktorem był nie byle kto, tylko Józef Zapędzki, wielokrotny mistrz Polski, a także olimpijski czempion (pistolet szybkostrzelny) z Meksyku (w 1972 roku wystrzela drugie złoto w Monachium). Jak wspominała potem aktorka – strzelała bardzo dobrze i Zapędzki uważał, że ma do tego talent. A świadkiem ćwiczeń na strzelnicy był jej wówczas 4-letni synek, Michał Zabłocki, dzisiaj znany poeta, autor piosenek, scenarzysta i reżyser.
Alina Janowska należała do grupy aktorek i aktorów, z którymi Gruza współpracował już wcześniej (i też będzie później) – i dzięki niemu przeszła do historii polskiego serialu jako Irena Kamińska, żona Henryka (Andrzej Szczepkowski) i ciotka Anuli w „Wojnie domowej” (choć sama żartowała, że ją aktorsko postarzał, bo była za młoda na granie ciotek nastolatek). Jej zaangażowanie w serial nie ograniczyło się zresztą tylko do grania, bo na prośbę reżysera przygotowywała do zdjęć parę młodych (i niezawodowych) aktorów, czyli Krzysztofa Janczara (Musiała)-Pawła i Elżbietę Góralczyk-Anulę.
W „Dzięciole” barwne (dosłownie i w przenośni) epizody dostało też serialowe małżeństwo Jankowskich, czyli Irena Kwiatkowska i Kazimierz Rudzki: ona brawurowo wcieliła się w pielęgniarkę, byłą sanitariuszkę wojskową, która w warunkach bojowych piła wszystko, więc teraz demonstruje Stefanowi, jak pić należy; on w finale filmu jako lekarz, w potyczce słownej z Waldkiem staje w obronie witamin (skądinąd zdanie „Witaminy nie istnieją” Gruza usłyszał kiedyś od operatora Mieczysława Verocsy’ego).
Zobaczyć też w filmie można np. Bohdana Łazukę, pamiętnego jogina Karolczyka, tutaj jako zawiadowcę stacji.
Generalnie – co traktowano jako atut, ale też czasami jako rodzaj łatwego, reżyserskiego chwytu – w obsadzie, na bliższym i dalszym planie, pojawia się wiele znanych i popularnych nazwisk, także (i nieprzypadkowo) związanych z estradą i kabaretami, choćby Dudkiem, jak Edward Dziewoński, Wiesław Michnikowski, Kwiatkowska i sam Wiesław Gołas. Obok nich m.in. Joanna Jędryka, Zdzisław Maklakiewicz, Tadeusz Pluciński czy Marian Kociniak. Znaczące są epizody Ewy Krzyżewskiej i Kaliny Jędrusik – oba w przekorny nieco sposób odwołujące się do ich ekranowych wizerunków kobiety tajemniczej i symbolu seksu. W tym kontekście ciekawe – i zabawne – że choć rolę dystyngowanego złodzieja bombonierek gra Adam Pawlikowski, to słyszymy głos…Gustawa Holoubka.Dzięcioł, 1970, reż. Gruza Jerzy
na zdjęciu: Janowska Alina - aktorka
-
/ 10
5. „Dzięcioł” to jeden z najbardziej warszawskich polskich filmów – kamera pokazuje różne części stolicy. Łączy je to, że stanowią część nowej – by nie rzec: nowoczesnej – Warszawy. Takie jest miejsce pracy Stefana Waldka, kontrolera monitoringu w SuperSamie przy Puławskiej – pierwszego supersamu w Polsce (1962-2006). Widoczna na ekranie (i monitorach biura Stefana) hala, z piramidami towarów i wózkami na kółkach – była największym w Warszawie samoobsługowym sklepem spożywczym. Są też elementy kończonej wówczas Ściany Wschodniej, jak Spółdzielczy Dom Handlowy „Sezam” – przed nim kręcony jest program telewizyjny „W co się bawić”. Na jego tyłach znajduje się salon kosmetyczny „Pollena”, gdzie, jak wiemy, mecenasowa Tylska bywa w czwartki. Kamera zagląda też do odbudowanego kilka lat wcześniej Teatru Wielkiego, na dworzec Warszawa Śródmieście czy do popularnego sklepu „Junior”. I oczywiście na Osiedle za Żelazną Bramą, gdzie w jednym z 15-piętrowych mrówkowców mieszkają Waldkowie. Osiedle powstawało w latach 1966-72, więc na ekranie jawi się jako świeżutkie – tutaj były choćby pierwsze w Warszawie półautomatyczne windy. Kiedy Stefan pod koniec filmu trafia wreszcie na ową podglądaną przez siebie przez teleskop, niekończącą się prywatkę i pyta o gospodarza, to słyszy, że nikt go nie zna, „zresztą to już czwarte pokolenie się tak tu bawi” – ale mało prawdopodobne, że to „tu” rzeczywiście oznacza to konkretne mieszkaniu.
W „Dzięciole” wyrazem owej nowoczesności jest też komunikacja miejska – jeśli pojawiają się tramwaje, to te najnowszego typu. Nawet sama linia autobusowa 350, którą Miśka wraca z treningu (niosący broń Stefan musi iść piechotą) została uruchomiona zaledwie rok przed realizacją filmu.
Pojawia się też w „Dzięciole” sygnał innej, bardziej sekretnej Warszawy: oto w scenie z telewizją koniecznie chcący wziąć udział w programie mężczyzna (Wiesław Michnikowski), którego „przegięcie” wskazuje na homoseksualizm (dzisiaj taka koncepcja postaci, stereotypowa typizacja może nie śmieszyć), na pytanie, gdzie się można (jeszcze) bawić, wtrąca „w Alhambrze jest pysznie”. Ta mieszcząca się przy Alejach Jerozolimskich kawiarnia była półoficjalnym klubem gejowskim, miejscem spotkań głównie młodych homoseksualistów.Dzięcioł, 1970, reż. Gruza Jerzy
-
/ 10
6. Dla Violetty Villas rola barwnej mecenasowej Tylskiej była debiutem kinowym, choć piosenkarka miała już doświadczenie pracy z kamerą pojawiając się – jako kelnerka w tawernie śpiewająca dodatkowo piosenkę „Chica Helka” – w jednym z odcinków telewizyjnej serii „Klub profesora Tutki” (1966). Gruza celowo ją zaangażował, wykorzystując jej gwiazdorskie i uwodzicielskie sceniczne emploi, aurę światowego sukcesu (niedawno wróciła z występów w Las Vegas) – i czyniąc z tej postaci w śmietankowym mercedesie rodzaj parodii wyobrażeń o luksusie (nieprzypadkowo nazwisko Tylska przywołuje mecenasową Rylską, wykreowaną przez „Przekrój” lat 40. humorystyczną bohaterkę rubryki modowej). Aspekt komercyjny też miał znaczenie: reżyser (słusznie) wierzył, że piosenkarka przyciągnie widzów do kin. Przyciągała też uwagę na planie – w relacjach prasowych pojawiały się informacje o tłumach gapiów towarzyszących kręceniu scen z mecenasową. Znana z kaprysów gwiazda spóźniała się co prawda na zdjęcia, ale, jak podkreślał Gruza, w granicach normy. I choć w wywiadach udzielanych podczas realizacji „Dzięcioła” zapowiadał, że Villas nie będzie śpiewać, ostatecznie oczywiście zaśpiewała świetnie pasujące do przerysowanej koncepcji postaci „Oczy czarne”.
Pierwotnie też mecenasowej Tylskiej w filmie było więcej, m.in. wycięto scenę, gdy pojawia się razem z mężem (Zdzisław Mrożewski) u dyrektora Supersamu (Ryszard Pietruski).
Sama Violetta Villas kilka lat później dostanie od Andrzeja Wajdy propozycję zagrania Lucy Zuckerowej w „Ziemi obiecanej” (1974), ale z winy piosenkarki (sporo legend narosło wokół tej sprawy) do tej współpracy nie dojdzie i ostatecznie na ekranie zamiast niej pojawi się Kalina Jędrusik. Filmografia piosenkarki zamknie się więc zagraniem samej siebie w „Snach i marzeniach” (1983) Pawła Pitery i Janusza Petelskiego.Dzięcioł, 1970, reż. Gruza Jerzy
na zdjęciu: Villas Violetta - aktorka
-
/ 10
7. Grający teściów Stefana Waldka, majorostwo Przebóg-Łaskich, Barbara Ludwiżanka i Władysław Hańcza byli też małżeństwem w życiu prywatnym. Przed „Dzięciołem” zdarzało im się występować razem na scenie czy w Teatrze Telewizji – by wymienić choćby „Biedermanna i podpalaczy” (1964) albo „Brata marnotrawnego” (1968) – ale dopiero Jerzy Gruza obsadził ich w rolach męża i żony, wykorzystując przy tym ich charakterystyczność i talent komediowy. W kolejnych latach – Hańcza umrze w 1977 roku, Ludwiżanka przeżyje go o 13 lat – kilkakrotnie spotkają się na planach filmowych, m.in. w „ Chłopach” (1973), „Nocach i dniach” (1975) czy „Granicy” (1977), ale małżeństwo zagrają jeszcze tylko raz, w spektaklu Teatr Telewizji „Otworzyć serce” (1972).
Dzięcioł, 1970, reż. Gruza Jerzy
na zdjęciu: Hańcza Władysław - aktor, Gołas Wiesław - aktor, Ludwiżanka Barbara - aktorka
-
/ 10
8. Ekranowym Edkiem, magazynierem SuperSamu, którego – ku zazdrości Stefana – mecenasowa Tylska obdarza swoimi wdziękami, jest Mitchell Kowal, amerykański aktor polskiego pochodzenia, występujący głównie w serialach. Rola w „Dzięciole” była drugą – po Mike’u O’Ravcu w „Jadą goście, jadą” (1962) Geralda Zalewskiego, Romualda Drobaczyńskiego i Jana Rutkiewicza – zagraną przez niego w polskim filmie. Po raz pierwszy – i jedyny – wcielał się tu nie w polonusa, ale rdzennego Polaka, stąd konieczność dubbingowania go przez Franciszka Pieczkę. Potem wystąpi jeszcze w „Nie lubię poniedziałku” (1971), znakomitej komedii Tadeusza Chmielewskiego, której – podobnie jak „Dzięcioła” – nie zdąży zobaczyć, bo przed premierą zginie w katastrofie kolejowej w Austrii. Śmierć 57-letniego aktora będzie nie tylko tragiczna, ale też gorzko ironiczna: podróżował pociągami, bo ponoć obsesyjnie bał się, że samolot którym poleci, rozbije się.
Dzięcioł, 1970, reż. Gruza Jerzy
na zdjęciu: Kowal Mitchell - aktor, Villas Violetta - aktorka
Autor: Troszczyński Jerzy
-
/ 10
9. „Dzięcioł” był pierwszym, ale nie ostatnim wspólnym dziełem Jerzego Gruzy i Krzysztofa Teodora Toeplitza. Kilka lat później razem napiszą scenariusz kolejnego słynnego – by nie powiedzieć wręcz: kultowego – serialu, czyli „Czterdziestolatka” (1974-77). Serialu, którego „Dzięcioł” jest w jakimś stopniu inspiracją i/albo zapowiedzią. Bohater (także Stefan) jako człowiek na pozór przeciętny, uczciwy, trochę naiwny, współczesna Warszawa (Trasa Łazienkowska!), obserwacje obyczajowe, duża dawka humoru – podobne elementy łączą oba tytuły. Co więcej, w „Dzięciole” pojawiają się postacie, które powrócą – i rozwiną skrzydła – w „Czterdziestolatku”. I tak dziarska pielęgniarka będzie – oczywiście znowu w brawurowej interpretacji Ireny Kwiatkowskiej – Kobietą Pracującą, która rzeczywiście żadnej pracy się nie boi. Major Przebóg-Łaski (Władysław Hańcza), zasadniczy teść Stefana Waldka, zamieniwszy mundur emerytowanego wojskowego na uniform leśniczego, jako ojciec Madzi (Anna Seniuk) też poniekąd będzie musztrował swojego zięcia Stefana Karwowskiego (Andrzej Kopiczyński). Grający dyrektora Ryszard Pietruski powróci w „Czterdziestolatku” jako Mietek Powroźny, szef Karwowskiego, a w jego żonę Celinę – stanowiącą dla Madzi towarzyski wzorzec – wcieli się Alina Janowska (skądinąd charakterystyczny turban bohaterki był skutkiem potrzeby: w dniu zdjęciowym nie zdążyła umyć włosów, więc je nim zakryła, a Gruzie to nakrycie głowy ewidentnie dobrze eksponowało).
Dla Gruzy i KTT naturalną kontynuacją tej współpracy będzie film „Motylem jestem, czyli romans czterdziestolatka” (1976) – kinowe rozwinięcie jednego z serialowych odcinków – oraz serial „Czterdziestolatek. 20 lat później” (1993), czyli powrót do bohaterów odnajdujących się już w realiach III RP. I choć ów serialowy sequel nie dorównywał pierwszej części, niemniej zawierał pewne ciekawe obserwacje ówczesnej współczesności.Dzięcioł, 1970, reż. Gruza Jerzy
na zdjęciu: Kwiatkowska Irena - aktorka (rola sanitariuszka)
-
/ 10
10. „Dzięcioł” należy do tej, skądinąd sporej, grupy filmów źle przyjętych przez krytykę i branżę w momencie premiery, za to docenianych z czasem. Już podczas kolaudacji, 19 listopada 1970 roku pojawiły się głosy rozczarowania, że ta komedia nie jest śmieszna. Oglądającym – choć doceniali zdjęcia Zygmunta Samosiuka – nie przypadła do gustu nowofalowa poetyka filmu, rwana narracja i formuła nawiązująca do kabaretowych skeczów. Oczekujący raczej tradycyjnej komediowej intrygi narzekali, że jako komedia „Dzięcioł” ich nie śmieszy. W podobnym tonie wypowiadała się też większość krytyków – to oni na festiwalu w Łagowie przyznali debiutowi Gruzy Skisłe Grono, antynagrodę w rodzaju dzisiejszych amerykańskich Złotych Malin czy polskich Węży (w jakimś plebiscycie zostanie też uznany za najgorszy film 25-lecia PRL).
Prorocze jednak okazały się słowa Andrzeja Wajdy, który przypomniał kolaudującym, że za nieśmieszną komedię uznali też niedawno „Rejs” – w przeciwieństwie do widzów, którzy zapełniają sale kinowe (film Piwowskiego miał bardzo wąską dystrybucję): „Byłbym bardzo ostrożny z określaniem, czy film jest śmieszny, czy nie jest śmieszny. Wydaje mi się, że ten film jest śmieszny i to się w kinach potwierdzi. (…) Byłbym ostrożniejszy dlatego, że ten film był zamierzony nie tylko na zasadach komedii, złożonej z gagów sytuacyjnych, ale tam jest ukryte wiele sytuacji śmiesznych, które widownia dopiero może wydobyć. Powołuję się tutaj na przykład »Rejsu«, gdzie widownia wydobyła pewne sceny humorystycznie zaszyfrowane. Wydaje mi się, że jest coś niedobrego w naszym podejściu do widowni kinowej, bo uważamy, że tylko my jesteśmy inteligentni, a nasza widownia nic nie rozumie”. I rzeczywiście, widownia „Dzięcioła” zrozumiała, a na pewno zaakceptowała i dobrze się na nim bawiła – film był sukcesem kasowym, zwrócił się niemal dwukrotnie.
Z dzisiejszej perspektywy to jedna z najlepszych i najbardziej oryginalnych polskich komedii, której nowofalowa forma wzmacnia bogactwo interpretacji, bo „Dzięcioła” można odczytywać jako podszytą absurdem (i mizoginią) opowieść o kryzysie męskości, ale też film o porażce, straconych złudzeniach, tęsknocie za innym życiem (czy Stefan Waldek rzeczywiście chce pod nieobecność dominującej żony zażyć erotycznej przygody czy też próbuje się dostosować do pewnych wzorców męskości?) czy napięciu między fantazją a rzeczywistością. Można go interpretować w kontekście losu polskiego inteligenta czy też skupiać się na lejtmotywie spojrzenia/podglądania, podkreślać warstwę metaforyczną (np. SuperSam to nie tylko świątynia konsumpcjonizmu, ale też – vide monitoring – przestrzeń inwigilacji). I dobrze się bawić oglądając owe krytykowane niegdyś skecze w znakomitym wykonaniu.
„Dzięcioł” z czasem rozwija więc skrzydła, w czym bardzo pomaga mu fakt, iż w 2020 roku został odrestaurowany cyfrowo przez zespół Filmoteki Narodowej-Instytutu Audiowizualnego. Nowa cyfrowa wersja pozwala lepiej dostrzec – i docenić – jego wizualną formę, znakomite zdjęcia Samosiuka, kolorystykę (korekcja barwna była największym wyzwaniem dla naszych specjalistów). Pierwszy publiczny pokaz odrestaurowanej kopii odbył się krótko po śmierci Jerzego Gruzy w lutym 2020 roku.Opracowanie | Katarzyna Wajda
Dzięcioł, 1970, reż. Gruza Jerzy
na zdjęciu: Samosiuk Zygmunt - operator, Gruza Jerzy - reżyser