-
/ 27
Do aktorstwa zachęciła mnie nauczycielka języka polskiego, podsuwając mi Wielką Improwizację Mickiewicza. Nie lubiłem recytowania wierszy, uważałem, że jest to sztuczne, nieprawdziwe. Na początku pomyślałem sobie, że powinienem się nauczyć Improwizacji, bo dostanę wtedy piątkę z polskiego. Ale potem, kiedy zacząłem czytać ten tekst, zafascynowałem się nim do tego stopnia, że chodziłem nocą po parku w Koszalinie (bo pochodzę z Koszalina) i wyobrażałem sobie na niebie wielkiego, siwego Boga. Jemu rzucałem w twarz słowa Improwizacji. I to już były moje słowa. Czułem się wtedy bardzo szczęśliwy.
(E. Żentara, „Hamlet i Superman”, rozm. przepr. D. Gibas, „Tygodnik Polski”, 1988, nr 36)
-
/ 27
Nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, że ważą się moje losy. Improwizację powiedziałem na akademii tak pięknie, że później nigdy nie udało mi się tego powtórzyć, chociaż próbowałem i w czasie studiów i po szkole aktorskiej. Tylko wtedy zebrałem tak gromkie brawa, dziwiąc się, dlaczego oni tak klaszczą. Stwierdziłem potem, że przemówiła do nich moja wielka żarliwość, zapał amatora, który był nieskażony i bardzo wierzył w to, co mówił. I na tym chyba polega aktorstwo – na zachowaniu żarliwości amatora przy jednoczesnym dobrym warsztacie aktorskim, który powinien być niezauważalny.
(E. Żentara, „Hamlet i Superman”, rozm. przepr. D. Gibas, „Tygodnik Polski”, 1988, nr 36) -
/ 27
Po tym występie nie widziałem już dla siebie innej drogi. Tylko aktorstwo. Zdawałem do szkoły teatralnej. Podczas studiów coś się jednak we mnie załamało. Szkoła stała się dla mnie jednym wielkim pasmem rozczarowań, niemile ją wspominam. Uważam, że utraciłem tam swoją czystość duchową, doskonaląc wyłącznie technikę gry.
(E. Żentara, „Hamlet i Superman”, rozm. przepr. D. Gibas, „Tygodnik Polski”, 1988, nr 36)
więcej -
/ 27
Na I roku studiów chciano mnie wyrzucić mówiąc, że głos mam matowy, a głos powinien dźwięczeć jak dzwon. Wpadałem w kompleks niższości, zamknąłem się w sobie. Pod koniec studiów złapałem trochę „luzu”. Głos zresztą obniżył mi się, stał się rzeczywiście charakterystyczny. Pamiętam, jak pani Chojnacka namawiała mnie, żeby go jeszcze obniżyć, bardziej zmatowić. Ale może właśnie te moje początkowe kłopoty, dały mi szansę ustawicznego sprawdzania własnych ról, samoanalizy, nabierania świadomości.
(E. Żentara, „Przekroczenie progu”, rozm. przepr. M.Malatyńska, „Film”, 1987, nr 10)
więcej -
/ 27
AUSTERIA
Początek był dość typowy: w filmie „Rodzina Połanieckich” mówiłem „Jaśnie panie, konie zajechały…”. Ciekawy epizod żydowskiego proroka zapowiadającego nadejście Mesjasza zagrałem w „Austerii” Kawalerowicza. Były też interesujące epizody w filmach zdobywców Oscarów. W „Pułkowniku Redlu” Istvána Szabó rola kapitana Salapskiego, w filmie Moshe Mizrahiego – oficera SS. Największą satysfakcję sprawił mi jednak udział w filmach: Witolda Leszczyńskiego „Siekierezada” i trzyodcinkowej telewizyjnej adaptacji opowiadań Iwaszkiewicza „Trzy młyny” w reżyserii Jerzego Domaradzkiego.
(E. Piasecka, „Rozmowa z aktorem Edwardem Żentarą, „Nowa Wieś”, 1986, nr 49)
Austeria, 1982, reż. Kawalerowicz Jerzy
na zdjęciu: Żentara Edward - aktor (rola Żyd)
Autor: Kołodziejski K.
-
/ 27
KARATE PO POLSKU
Jerzy Hoffman określił mnie kiedyś dosadnie: dusza anioła, oczy mordercy. Ta opinia zrodziła się na planie „Karate po polsku” Wojciecha Wójcika, gdzie Hoffman pełnił nieformalną funkcję opiekuna artystycznego. Gdy poznaliśmy się bliżej, pokazał mi na przykładzie kilkunastu ujęć, że na ekranie moja pogodna twarz może przeobrażać się w zimną i okrutną. Radził mi, bym wykorzystał ten dar. Później dzięki tej właściwości mogłem kreować różnorodne role - grałem księży i morderców. Uniknąłem zaszufladkowania.
(E. Żentara, „Dusza anioła, oczy mordercy”, rozm. przepr. P.Śmiałowski [w:] „Być jak Cybulski”?, red. I.Cegiełkówna, Warszawa 2008, s.125-130)
Karate po polsku, 1982, reż. Wójcik Wojciech
na zdjęciu: Żentara Edward - aktor, Pąk Stanisław - aktor, Buczkowski Zbigniew (z prawej) - aktor
Autor: Włoch Henryk
-
/ 27
KARATE PO POLSKU
W życiu jestem w ogóle inny niż na ekranie (…) Grywam zimnych drani, ale sam nie jestem ani zimny, ani ciepły. Cytując Dostojewskiego mógłbym powiedzieć: jestem letni. Czy to dobrze, czy źle? Myślę, że źle. Lecz sam nie potrafię się z siebie wyzwolić. Cały czas z sobą, z tą letniością walczę. Może się uda.
(E. Żentara, „Zimny drań?”, rozm. przepr. D.Liskowacki, „Kurier Szczeciński”, 20.12.1992)
Karate po polsku, 1982, reż. Wójcik Wojciech
na zdjęciu: Anioł Michał - aktor, Żentara Edward - aktor
Autor: Włoch Henryk
-
/ 27
KARATE PO POLSKU
Po „Karate po polsku” zdarzało się, że ludzie rozpoznawali mnie na ulicy. Zagrałem rolę Piotra – karateki świadomego swojej siły, kontrolującego samego siebie, ale też swym zachowaniem prowokującego konflikt, zakończony tragicznym ciosem. W moim dorobku jest to rola, którą specjalnie cenię.
(E. Piasecka, „Rozmowa z aktorem Edwardem Żentarą, „Nowa Wieś”, 1986, nr 49)
więcej -
/ 27
KARATE PO POLSKU
Reżyser Wojciech Wójcik był właściwie debiutantem, ja także debiutowałem w dużej roli. Bardzo dobrze wychodziły mi generalne próby przedkamerowe, a ujęcia grałem gorzej. Z powodu tremy. Gdy usłyszałem kamerę, sztywniałem. Niezamierzony efekt okazał się dobry dla roli, ponieważ Piotr miał być spięty, nieruchomy i gotowy do skoku. Obaj z reżyserem nie byliśmy jednak pewni, czy ten środek wyrazu nie zepsuje filmu. Stąd napięcie na planie, krzyki, wzajemne pretensje. Dopiero półtora miliona widzów i nagroda dziennikarzy w San Sebastian pozwoliły nam z większą wyrozumiałością wspominać tamte „iskrzenia”.
(E. Żentara, „Kilka chwil w innym wymiarze”, rozm. przepr. J.Wieliński, „Razem”, 1987, nr 10)
więcej -
/ 27
KARATE PO POLSKU
Nie będąc karateką, nie mogłem popisywać się tak jak Bruce Lee. Jednak film został na tyle sprawnie zrobiony, iż niektórzy mówili, że karateka został aktorem. Niewielu zauważyło, że to aktor udaje karatekę. Nie poznał się nawet tak doświadczony twórca, jak reżyser Witold Leszczyński. W pierwszej chwili sądził, iż jestem karateką.
(Edward Żentara: zacząłem grać w Lublinie, „Sztandar Ludu”, 28.02.1987)
Karate po polsku, 1982, reż. Wójcik Wojciech
na zdjęciu: Anioł Michał - aktor, Żentara Edward - aktor, Buczkowski Zbigniew - aktor, Pąk Stanisław - aktor, Rychter Zdzisław - aktor, Grabowski Piotr - aktor, Kamińska Dorota - aktorka
Autor: Włoch Henryk
-
/ 27
TRZY MŁYNY
Współpraca z Jerzym Domaradzkim układała się przyjemnie. Z reżyserem łączyły mnie już koleżeńskie kontakty od czasu „Wielkiego biegu” i byłem mu wdzięczny za mój udział w tamtym filmie. Ale i tym razem nie obyło się bez osobistych kosztów. W trzecim odcinku „Młynów” ksiądz Ryba jest już około czterdziestki, zniszczony życiem, zgnębiony wspomnieniami pobytu w obozie oświęcimskim. Potrzebna była charakteryzacja. Zgolono mi włosy na głowie, pozostawiając tylko po bokach i te resztki posiwiono. Na twarzy miałem nałożone zmarszczki. Po zdjęciach włosy mi odrosły, ale dużo rzadsze i kółko z tyłu głowy pozostało. Poświęcenie dla sztuki przeżywałem przykro, ale nie żałuję, bo efekt końcowy okazał się chyba dobry. Do tej roli początkowo przewidywany był Daniel Olbrychski. Jego pobyt zagranicą przedłużał się i Jerzy Domaradzki zwrócił się do mnie.
(M. Brzostowiecka, „Edward Żentara”, „Ekran”, 1987, nr 8)
Trzy młyny, 1984, reż. Domaradzki Jerzy
na zdjęciu: Kurzyp Stefan - współpraca operatorska, Żentara Edward - aktor (rola ksiądz), Kozień Zdzisław - aktor (rola biskup)
-
/ 27
SIEKIEREZADA
Zastanawiam się czasami, dlaczego [Witold Leszczyński] właśnie mnie wybrał do zagrania roli Janka w „Siekierezadzie”? Tak wrażliwy bohater jest mi rzeczywiście bardzo bliski. Tworząc jego postać wziąłem wiele z własnej psychiki. Nie jestem supermanem ani człowiekiem silnym w sensie fizycznym. Psychicznym zresztą też nie… Jestem pracowity, ale nie silny. Później nie zagrałem już takiego bohatera jak w „Karate po polsku”. Kreowałem role bardziej skomplikowane psychicznie, jak Ksiądz w „Trzech młynach”, Wiktor w „Sali nr 6”. Z kolei w „Łuku Erosa” zagrałem, bo cenię sobie przyjaźń z Jerzym Domaradzkim. Dzięki niemu zadebiutowałem – pierwszy mój film to „Wielki bieg”.
(E. Żentara, „Hamlet i Superman”, rozm. przepr. D. Gibas, „Tygodnik Polski”, 1988, nr 36)
więcej -
/ 27
SIEKIEREZADA
Pierwsza wersja scenariusza „Siekierezady” powstała jeszcze za życia Stachury, który pomagał Leszczyńskiemu w pisaniu tekstu. Drugą napisał już sam reżyser niedługo przed rozpoczęciem zdjęć. Dialogi straciły nieco na surowości, ale przede wszystkim były bardzo proste. Leszczyński wiedział, że ich swoista poetyka i tak ujawni się w filmie. Jedną z dróg pozwalającą dotrzeć do istoty tych kwestii miało być moje zachowanie przed kamerą. Reżyser poradził mi, żebym nie opracowywał swojej roli i mówił tekst dokładnie tak jak czuję. Rolę Pradery określił więc mój ówczesny nastrój, moja mentalność. Dlatego można odnieść wrażenie, że dialogi lub nawet cała postać były pisane „pode mnie” lub z moim udziałem.
(E. Żentara, „Dusza anioła, oczy mordercy”, rozm. przepr. P.Śmiałowski [w:] „Być jak Cybulski”?, red. I.Cegiełkówna, Warszawa 2008, s.125-130)
więcej -
/ 27
SIEKIEREZADA
Sukces tej roli w pełni zawdzięczam Leszczyńskiemu, który zaufał mojej intuicji. Pierwszy raz zetknąłem się wówczas z tak wrażliwym na aktora reżyserem.
(E. Żentara, „Dusza anioła, oczy mordercy”, rozm. przepr. P.Śmiałowski [w:] „Być jak Cybulski”?, red. I.Cegiełkówna, Warszawa 2008, s.125-130)
Siekierezada, 1985, reż. Leszczyński Witold
na zdjęciu: Leszczyński Witold (pierwszy z prawej) - reżyser, Zatorski Ryszard (drugi z prawej, stoi) - reżyser II, Najda Zdzisław (klęczy) - operator kamery, Jaszczuk Piotr (trzeci z prawej, stoi) - współpraca operatorska, Łukaszewicz Jerzy (unosi światłomierz) - operator, Drewno Tadeusz (w środku, z wąsami) - kierownik produkcji, Zdziarska Małgorzata (z torbą) - współpraca reżyserska, Skowrońska Monika (w środku) - reżyser II, Żentara Edward (pierwszy z lewej) - aktor
Autor: Włoch Henryk
-
/ 27
SIEKIEREZADA
Film kończy pieśń – pochwała życia: „Ale czy warto?/O tak/Warto!/Jeszcze jak warto!” Śpiewa ją Michał Kątny, którego w filmie gra Daniel Olbrychski. Nieprzypadkowo obsadzając rolę Pradery i Kątnego reżyser starał się dobrać aktorów podobnych fizycznie. Gramy właściwie jedną postać – dwie możliwości ustawienia się do życia – na „Tak” i na „Nie”. Pradera nie rozwiązał swoich problemów, zdecydował się na samobójstwo. Cóż, nie zawsze nam się udaje. Dlaczego porzucił miasto i wybrał życie w lesie? Nie wiemy. Ale wiemy, że na coś się nie zgodził, a bez sensu żyć nie umiał. Ta jego niezgoda to wielka wartość.
(E. Piasecka, „Rozmowa z aktorem Edwardem Żentarą", „Nowa Wieś”, 1986, nr 49)
Siekierezada, 1985, reż. Leszczyński Witold
na zdjęciu: Żentara Edward - aktor, Olbrychski Daniel - aktor
Autor: Włoch Henryk
-
/ 27
SIEKIEREZADA
Takie filmy jak „Siekierezada” wymagają ściszonego odbioru. Ważne jest czy towarzyszy im refleksja, zastanowienie. Wielu młodych ludzi nie może się odnaleźć w świecie pełnym agresji. Nie chcą przywiązywać się do rzeczy, marzą o autonomii, wolności. Niektórzy wybierają samotność, ale i z nią nie jest im dobrze. To film skierowany także do nich. Z końcowym zawołaniem – „Jeszcze jak warto!”. Warto żyć.
(E. Piasecka, „Rozmowa z aktorem Edwardem Żentarą”, „Nowa Wieś”, 1986, nr 49)
Siekierezada, 1985, reż. Leszczyński Witold
na zdjęciu: Żentara Edward - aktor, Jurewicz Jan - aktor
Autor: Włoch Henryk
-
/ 27
SALA NR 6
Gram tu człowieka psychicznie chorego, z manią prześladowczą, zamkniętego w szpitalu. Mania prześladowcza ma swą genezę w jego nadwrażliwości, wynika z jego delikatnej struktury psychicznej, z niemożności zaakceptowania surowej rzeczywistości. W szpitalu zresztą przechodzi mu to schorzenie, ale lekarz (gra go Jerzy Bińczycki) nie wypuszcza go. Młody człowiek zajmował się bowiem działalnością ulotkową, lepiej więc, aby jeszcze pozostał w szpitalu, który jest schronieniem. Istotne jest w filmie to, co rozgrywa się właśnie między nim a lekarzem - ich dysputy filozoficzne. Lekarz jest zwolennikiem „sytuacji Diogenesa” – obojętne są warunki zewnętrzne, byleby uzyskać ład wewnętrzny. To stanowisko zostaje jednak w dalszym rozwoju dramatu skompromitowane.
(E. Żentara, „Przekroczenie progu”, rozm. przepr. M.Malatyńska, „Film”, 1987, nr 10)
Sala nr 6, 1987, reż. Gruber Krzysztof
na zdjęciu: Żentara Edward - aktor
-
/ 27
ŻYCIE ZA ŻYCIE. MAKSYMILIAN KOLBE
Jak młody, barczysty blondyn o niebieskich oczach ma zagrać starszego, krępego, ciemnookiego ojca Kolbe? Te oczy najbardziej przeszkadzały reżyserowi filmu „Życie za życie” Krzysztofowi Zanussiemu. Z firmy znanego optyka krakowskiego Voigta pożyczyłem więc ciemne szkła kontaktowe i do zdjęć próbnych nałożyłem na jedno oko, żeby przekonać się jak to wygląda i jaka jest różnica. Kolor był niezły, ale reżyser zdecydował, że jednak lepiej będzie bez szkieł, bo tłumią wyraz oczu. Dostałem za to mocniejsze okulary, aby oczy wydawały się większe. Udało się też odpowiednim kostiumem zwęzić mi ramiona, reszty dokonała charakteryzacja. I tak przecież ważniejsze były cechy charakteru.
(E. Żentara, „Przypadki z życia aktora, rozm. przepr. W.Cybulski, „Film”, 1991, nr 10)
Życie za życie. Maksymilian Kolbe, 1990, reż. Zanussi Krzysztof
na zdjęciu: Żentara Edward - aktor (rola Kolbe Maksymilian)
Autor: Sumik Roman
-
/ 27
ŻYCIE ZA ŻYCIE. MAKSYMILIAN KOLBE
Trzeba było wygrać determinację, moc, jaka miał w sobie o. Kolbe, jego niezłomność. Byłem zresztą w Niepokalanowie, rozmawiałem z zakonnikami, wstąpiłem do celi Kolbego, dotykałem prześcieradła, na którym spał, dostałem nawet nitkę z niego… I tak zagrałem o. Kolbego o niebieskich oczach, choć pierwotnie miałem grać epizod księdza, gdyż w takiej właśnie roli Zanussi widział mnie w telewizyjnych „Trzech młynach”.
(E. Żentara, „Przypadki z życia aktora, rozm. przepr. W.Cybulski, „Film”, 1991, nr 10)
Życie za życie. Maksymilian Kolbe, 1990, reż. Zanussi Krzysztof
na zdjęciu: Luft Krzysztof - aktor, Żentara Edward - aktor (rola Kolbe Maksymilian)
Autor: Sumik Roman
-
/ 27
ŻYCIE ZA ŻYCIE. MAKSYMILIAN KOLBE
Bardzo chciałem nadać tej roli rys otwartości. Wiedziałem wprawdzie, że brat Kolbe był przed wojną posądzany o antysemityzm i publikował w „Rycerzu Niepokalanej” wojujące artykuły, lecz dla mnie kluczowa stała się jego przemiana po wybuchu wojny i przede wszystkim po zamknięciu w obozie. Złożenie ofiary z własnego życia, by uratować kogoś innego, było dla mnie tak heroicznym gestem, że zdecydowałem się budować tę rolę właśnie z tej perspektywy. Scenę śmierci głodowej o. Kolbego kręciliśmy w jednej z autentycznych cel śmierci w obozie w Oświęcimiu. Miało to dodać filmowi autentyzmu, dla mnie było jednak strasznym przeżyciem. Przytłaczała mnie właśnie świadomość, że dokładnie w tym miejscu ludzie w ogromnych cierpieniach umierali z głodu. Siedziałem ubrany w obozowy pasiak i starałem się cokolwiek odegrać przed kamerą. Pamiętam, że zacząłem drzeć gołymi stopami o betonową posadzkę i udawać jakieś męki. Ale zaraz pomyślałem: „Boże, co ja robię? Przecież to żenujące, małe, głupie wobec tego, co się tu naprawdę wydarzyło”. Ta scena zostawiła w mojej psychice trwały ślad. Ale na szczęście filmowcy już nie jeżdżą do obozu w Oświęcimiu. Wystarczy przecież wybudować odpowiednią scenografię.
(E. Żentara, „Dusza anioła, oczy mordercy”, rozm. przepr. P.Śmiałowski [w:] „Być jak Cybulski”?, red. I.Cegiełkówna, Warszawa 2008, s.125-130)
Życie za życie. Maksymilian Kolbe, 1990, reż. Zanussi Krzysztof
na zdjęciu: Żentara Edward - aktor (rola Kolbe Maksymilian)
Autor: Sumik Roman
-
/ 27
PRZEKLĘTA AMERYKA
Zagrałem ojca walczącego o prawo do swych dzieci (…) Ten film ma dla mnie duże znaczenie. Właśnie ten, choć na gdyńskim festiwalu spotkał się z ostrą krytyką, a nie żaden spośród tych nagradzanych, chwalonych obrazów, w jakich dotąd grałem. Może dlatego, że tam wcielałem się w różne postaci, a „Przeklęta Ameryka” to był kawałek mojego życia. Dotknął mnie tak bezpośrednio, prywatnie…
(E. Żentara, „Zimny drań?”, rozm. przepr. D.Liskowacki, „Kurier Szczeciński”, 20.12.1992)
Przeklęta Ameryka, 1991, reż. Tchórzewski Krzysztof
na zdjęciu: Wysocka Sylwia - aktorka, Mucha Anna - aktorka, Żentara Edward - aktor
Autor: Sumik Roman
-
/ 27
ENAK
To było bardzo interesujące doświadczenie. Długo zastanawiano się, jak uzyskać efekt „dziwności” Enaka. Zbudowano specjalnie przyrządy, stosowano różne oświetlenie, np. tylko jednego oka (Idziak to przecież zarazem znakomity operator). W ogóle rola bardzo trudna: miałem być „inny”, inaczej się poruszać, mało mówić, mieć prawie nieruchomą twarz. Korciło mnie, żeby tej postaci coś dodać, żeby zagrać więcej, ale reżyser ściągał mnie na ziemię, skłaniał do oszczędnej gry. Bałem się, że to będzie nieciekawe, ale mam nadzieję, że to reżyser miał rację.
(E. Żentara, „Zawsze byłem nieśmiały”, rozm. przepr. W.Cybulski, „Film”, 1992, nr 22)
Enak, 1992, reż. Idziak Sławomir
na zdjęciu: Żentara Edward - aktor, niezidentyfikowany - ?, Idziak Sławomir - reżyser
Autor: Sumik Roman
-
/ 27
Prawie w ogóle się nie przygotowuję do roli, wszystko traktuję intuicyjnie. Oczywiście wyobrażam sobie bohatera – jaki ma charakter, jak musi wyglądać – nie są to jednak na pewno głębokie studia. Gdybym miał porównywać się z aktorami amerykańskimi, to myślę, że przygotowuję role jak Jack Nicholson (…) Nicholson gra intuicyjnie. Rzecz jasna typ mojego aktorstwa jest nieco inny, chciałbym być raczej takim artystą jak Brando – ale to nie bardzo mi się udaje. Jest to po prostu geniusz aktorski, z takim talentem trzeba się urodzić.
(E. Żentara, „Smak teatru”, rozm. przepr. M.Załuski, „Nowości”, 28.05.1993)
więcej -
/ 27
Przez cały czas próbowałem zrobić coś dobrego w filmie. Szukałem różnego rodzaju środków. Czy mi się udało? I tak, i nie. Zagrałem kilka wartościowych ról. Ale w filmie rezultat nie jest w pełni zależny od aktora. W dużej części zależy on od montażu i jakości technicznej. Od wielu rzeczy, które decydują potem, jak się na aktora patrzy. Zależy też od współpracy z reżyserami. A oni są różni.
(E. Żentara, „Powrót Żentary”, rozm. przepr. M.Link, „Gazeta Krakowska”, 18.12.1992)
Złote Kaczki za rok 1987, 1987
na zdjęciu: Żentara Edward - aktor, Wiśniewska Ewa - aktorka, Majewski Janusz - reżyser
Autor: Sumik Roman
-
/ 27
EKSTRADYCJA 3
Wielu aktorów łagodzi zło charakteryzujące ich postać, dzięki swojemu wrodzonemu wdziękowi. Ja, niestety, nie posiadam tej cechy. Dlatego wcielając się w bohaterów negatywnych, już na etapie czytania scenariusza staram się znaleźć w ich psychice lub postępowaniu jakiś wyłom. Praca nad rolą Sumara z „Ekstradycji 3”, (otrzymałem za tę rolę wiele pozytywnych recenzji) była szczególnie trudna. W pierwszej wersji scenariusza postać ta została bowiem jednoznacznie nakreślona jako bezduszny morderca-psychopata, a do tego pedofil. Nie chciałem grać aż tak skrajnie negatywnej postaci, zwłaszcza, że nie potrafiłem znaleźć do tej roli żadnego klucza. Poprosiłem więc Wojciecha Wójcika o zmiany w sylwetce mojego bohatera. Sumar pozostał bezwzględnym mordercą, lecz zyskał także swoje poglądy i zasady. To dało mi pewne pole do uczłowieczenia Sumara. Muszę jednak przyznać, że mój pierwotny pomysł zagrania tej roli różnił się diametralnie od ostatecznego ekranowego efektu. Chciałem zastosować szeroką ekspresję, wyrazistą mimikę oraz władczy sposób mówienia. Reżyser namówił mnie jednak, by Sumar mówił powoli, żeby jego twarz pozostała nieruchoma i jedynie czasami pojawiał się na niej szyderczy półuśmieszek.
(E. Żentara, „Dusza anioła, oczy mordercy”, rozm. przepr. P.Śmiałowski [w:] „Być jak Cybulski”?, red. I.Cegiełkówna, Warszawa 2008, s.125-130)
-
/ 27
Nie udało mi się znaleźć pieniędzy [na moje projekty]. Może to rzeczywiście zbyt smutne historie. „Lęki poranne” opowiadające o alkoholiku, który w poczuciu zagrożenia i w obawie przed samotnością popełnia samobójstwo, uznano za historię zbyt ponurą i niepozostawiającą żadnej nadziei. A przecież widzowie zainteresowali się filmami „Żółty szalik” Janusza Morgensterna czy „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” Marka Koterskiego, które dotykają podobnej tematyki. Nowej wersji „Żywotu Mateusza” nie udało mi się zrealizować, ponieważ w Polsce w ogóle nie wraca się do zrealizowanych wcześniej tytułów.
(E. Żentara, „Dusza anioła, oczy mordercy”, rozm. przepr. P.Śmiałowski [w:] „Być jak Cybulski”?, red. I.Cegiełkówna, Warszawa 2008, s.125-130)
Anioł w szafie, 1987, reż. Różewicz Stanisław
na zdjęciu: Żentara Edward - aktor, Duda Lidia (w głębi) - aktorka
Autor: Sumik Roman
-
/ 27
Pomysł na biografię Stachury także o dziwo nie wzbudził żadnego zainteresowania. O realizacji tego filmu marzyłem już od zakończenia zdjęć do „Siekierezady”; zafascynowała mnie poezja Stachury. Dużo myślałem także o jego tragicznej śmierci. Chciałem pokazać jak życie przenika się z poezją, jaką cenę płaci artysta pochłonięty twórczym działaniem. Niepowodzenia w rozmowach z producentami nie oznaczają jednak, że zrezygnowałem z tych projektów. Zrealizuję kiedyś za własne pieniądze film niezależny na podstawie któregoś z moich scenariuszy. Chciałbym bowiem sprawdzać się nie tylko jako aktor. Ciągnie mnie do reżyserii filmowej, do scenariopisarstwa. W teatrze reżyseruję już od kilkunastu lat i sprawia mi to coraz większą przyjemność.
(E. Żentara, „Dusza anioła, oczy mordercy”, rozm. przepr. P.Śmiałowski [w:] „Być jak Cybulski”?, red. I.Cegiełkówna, Warszawa 2008, s.125-130)
więcej